Forum Humor.Fora.Pl - Najlepszy Humor W Sieci Strona Główna
Home FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj

Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Humor.Fora.Pl - Najlepszy Humor W Sieci Strona Główna -> Śmieszne Teksty -> KUBUS PUCHATEK-teksty
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:03, 27 Gru 2008    Temat postu:

Nad Stumilowym Lasem wstawał upalny majowy poranek. W domku Puchatka panowała niepokojąca cisza...
- Łooojeeezuuu - jęknął Królik, któremu przypadł wątpliwy luksus przebudzenia się jako pierwszy - Boże, dlaczego ja jeszcze nie umarłem.
- Coś ty się taki, kur*a, religijny zrobił - warknął Tygrysek - to że ktoś jest wszechmocny, to jeszcze nie znaczy, że da ci, ochlapusie, środek na kaca!
- Ja wam mówię, że te pijatyki sprowadzą na nas jakieś nieszczęście - zaczął jak zwykle smęcić Kłapouchy.
- Posrać się można jak was się słucha - wkurwił się Puchatek - parę dni świąt i już wam odpierdala - jakaś dewocja, jakieś czarnowidztwo, do dupy z taką robotą!
- Tylko nie dewocja! Przecież nie dobieram się do Krzysia! - zaperzył się Królik.
- To by była dewiacja, popaprańcu, a zresztą nieważne...
- Błuebublbulee - Prosiaczek, czując że nie dobiegnie do łazienki, narzygał Puchatkowi do szuflady w komódce w myśl dewizy "oddaje tobie co kryje w sobie".
- Ty lamo, tam były moje czyste skarpetki, tylko tydzień je nosiłem! - Puchatka zaczął powoli trafiać szlag.
Darmowe dostawy HERACLESA od Babajagi sprawiły, że brygada pławiła się w tym szlachetnym trunku, obficie zwracając jego nadwyżki na całym obszarze domku Kubusia.
- Idę się odlać, przy okazji wytrzepię kapucyna, to najprzyjemniejsza chwila dnia - rozmarzył się Tygrysek chwiejnie sterując do łazienki.
Ciszę jaka zapanowała po tym szczerym wyznaniu przerwało łomotanie do drzwi.
- kur*a jego w pizdę zajebana mać, kogo tu przyniosło? - zdziwił się Puchatek otwierając drzwi.
W progu stał Meksykaniec. Wielki jak kur*a mać. Cały w czerni. A pod pachą dźwigał czarny futerał na gitarę.
Puchatek potrząsnął głową nie będąc pewnym, czy to się dzieje na prawdę, czy to jeszcze efekt wczorajszej porcji kwasiku.
- Ożeż ku... - wystękał cofając się.
Meksykaniec rozejrzał się po pokoju, następnie odstawił futerał i wolno podszedł do Puchatka, który niepewnie rozejrzał się po pokoju. Tygryska nie było, Prosiak bełtał dalej niż widział, Kłapouchy spowity dymem marychy był w nastroju hipisowsko-pacyfistycznym, natomiast Królik siedział skulony w kącie i udawał, że go tu w ogóle nie ma, a tak na prawdę to on wcale nie istnieje. Znikąd nie można się było spodziewać pomocy.
- Ja pierdolę, ale odlot - wystękał niedowierzając Kłapouchy - Dobry ten towar...
- I'm looking for a man - zaczął Meksykanin. - Who call himself Ty-gry-sek - wysylabizował z kartki - Do you know him?
- Dat tol end blek-orenż? - zapytał nienaganną angielszczyzną Puchatek.
- Yes - ucieszył się nieznajomy.
- Lajk... pluszowy tajger? - zapytał Kubuś.
- Yes - potaknął obcy.
- Sory - pokręcił głową Puchatek - Aj dont noł him. End przy okazji... nie bądź taki, kur*a, protekcjonalny, bo cię rozpierdolę.
Nieznajomy zrobił zdziwioną minę, a po chwili skoczył do futerału. Błyskawicznie go otworzył, chwilę w nim grzebał, po czym już stał trzymając w łapach największego gnata, jakiego Kubuś kiedykolwiek widział.
- kur*a, panowie, help - wyjęczał. Jego podręczna giwera leżała nienaładowana kilka metrów od niego.
Nieznajomy wycelował w Puchatka, który poczuł że już nigdy nie napije się miodku...
Rozległ się straszny huk. Gdy dym opadł wszyscy zobaczyli Prosiaczka z wiernym Uzi w łapkach, z którego wpakował całą serię w serducho Meksykańca.
- Wiecie, już chyba wszystko wyrzygałem - stwierdził z błogim uśmiechem na ryjku.
- Co ty w chuja sobie ze mną lecisz, gdybyś rzygał sekundę dłużej mógłbyś mnie zeskrobywać z tamtej ściany - wymamrotał Kubuś - a tak wogóle to dzięki...
- Ktoś tu pukał? - spytał się Tygrysek, który właśnie wrócił z kibelka - słyszałem jakieś stuki.
- Ty pokurwieńcu - rzucił się na niego Króliczek - mogliśmy wszyscy przez ciebie zginąć, szukał cię jakiś skurwysyn, który nas mało nie powystrzelał!
- No to co? Przecież żyjecie - stwierdził z lodowatym spokojem Tygrysek, który był jeszcze zaprzątnięty myślami o nagiej Britnej Spirs (dobry gust nie był jego mocną stroną).
- Hihihi, trzeba będzie coś zrobić z ciałem, huehuehue - stwierdził rozbawiony Kłapouchy, który miał źrenice jak pięciozłotówki - to co, tradycyjnie klienta do ogródka Króliczka?
- No i w tym miejscu mamy problem - pokręcił głową Królik - Mam już w ogródku więcej trupów niż marchewki.
Niedługo mi zaczną spod ziemi wyłazić.
- Ja pierdolę - wysapał Puchatek - Przecież go tu, kur*a, nie zostawimy. Chujowo się komponuje z wystrojem pokoju.
- Dobra - zakomenderował Tygrysek - zawijamy palanta w dywan, do nóżek kamyczki i sru do strumyczka.
- Nie wypłynie? - zapytał Kłapouchy.
- Nigdy nie wypływali - uśmiechnął się Tygrysek.
Po półgodzinie klient był już gustownie zapakowany w stary dywan Puchatka i cała ekipa wesoło podśpiewując ruszyła na pobliski mostek, gdzie kiedyś, gdy byli jeszcze za mali aby pić i ćpać, grali w "misie-patysie".
- Dobra - Tygrysek otarł pot z czoła, gdy stanęli na mostku. - Liczę do trzech i jubudu gościa do wody.
- Zaraz - przerwał Kłapouchy - jak będzie "trzy". Czy "raz, dwa, trzy" i dopiero?
- Nie bądź taki, kur*a, dociekliwy po prostu chlup. Raz, dwa i... trzy.
Pakunek opadł do rzeki. Po chwili wynurzył się i zaczął wesoło podskakiwać na falach.
- Coś zjebaliśmy - ze znawstwem stwierdził Królik.
- No jasne - Tygrysek pacnął się w czoło - Zapomnieliśmy, dęte łosie, o kamieniach. Ja pierdolę, ale dno...
- Chuj z tym - machnął łapą Puchatek - Jak wypłynie za teren lasu to i tak nam niczego nie udowodnią. Możemy wracać.
Po powrocie do domu brygada postanowiła bliżej przyjrzeć się rzeczom nieznajomego. Futerał na gitarę zawierał wszystko, co jest potrzebne by z łatwością wyprawiać przeciwników na tamten świat: dwa pistolety automatyczne z tłumikiem, karabinek snajperski z celownikiem laserowym, 5 granatów, pół kilo Semtexu, zapalniki, komplet noży, bynajmniej nie do krojenia sałatki, Magnum 9mm oraz inne, równie zabójcze drobiazgi.
- No to kur*a pięknie, coś ty Tygrys zrobił, że się taki koleś na ciebie zaczaił? - Puchatek nie mógł nic wymyśleć.
- Ja to jestem święty - stwierdził Tygrysek - choć gdybym miał układać listę osób którym się naraziłem, to bym książkę telefoniczną napisał.
- Teraz to w sumie nieistotne, ten piździelec robi za pokarm rybkom, dzięki Prosiaczkowi pozbyliśmy się problemu - stwierdził Kłapouchy, który zaczął odzyskiwać część zdolności intelektualnych.
Prosiaczek zaczął otwierać zamek neseseru, który miał przy sobie oprócz futerału nieznajomy. Gdy uniósł wieko jego ryjek zalała złocista poświata.
- Co to jest? - zainteresowali się wszyscy.
- To jest piękne...
Tymczasem Meksykaniec charcząc wychodził z rzeczki. Trzymając się za gardło próbował złapać dech.
Przebywanie w zarzyganym dywanie, a potem w rzeczce składającej się w 50% z odpadów produkcyjnych HERACLESA (kwas siarkowy, zgniłe jabłka, metanol, potopione szczury, zacier z drożdży) było ponad jego siły.
Ciężko dysząc zaczął ściągać ubranie pod którym miał ukrytą kamizelkę kuloodporną.
- Co za partacze - pomyślał - amatorszczyzna.
Wprawnym ruchem wyciągnął zza paska spodni rezerwową giwerę.
- Te dupki nawet mnie nie zrewidowały - pomyślał z mściwą satysfakcją. Był wściekły na siebie, że się tak dał podejść, na świat że zmusza go do tak chujowej roboty, na jakiegoś geja w spodniach-piramidach i skórzanej marynarce, który zlecił mu wyrównanie krzywd za zabójstwo jego matki i na całą sytuację, która odciągała go od naprawdę istotnych spraw, takich jak dostarczenie pewnej ważnej walizeczki.
- No ale teraz dam im popalić - stwierdził. Poczuł, że odzyskał siły po uderzeniu w pierś - I żywy stąd nie wyjdzie nikt...
W domku Puchatka wszyscy pochylali się nad zawartością walizeczki.
- Co z tym zrobimy? - zapytał się Króliczek.
- Jak to co trzęsidupy? Zatrzymamy to! Zdobyliśmy i jest nasze! - Tygrys nie miał żadnych wątpliwości.
- Spuścił ci się ktoś na mózg?! - zaczął mitygować go Kłapouchy - Lepiej zastanów się do ilu ludzi w tym kraju może należeć coś takiego!
- Patrzcie tu jest kartka! - wykrzyknął Prosiaczek - "Provide to Mr. Kudłaty".
- My-myśllicie żże to tten Kudłaty? - Króliczek zaczął się jąkć z wrażenia.
- Tak, ten, kur*a, legendarny szef podziemia na całą Warszawę i kraj, delegat Cosa-Nostry, karteli i Yakuzy na
Europę Wschodnią! Jasne że on! A może znasz innego?! - Tygryskowi zaczęły puszczać nerwy - Trzeba mu to jak najszybciej oddać, może nas nie zabije?
- A może jednak tak - mruknął Kłapouchy.
- No tak, na takie numery to my jesteśmy za ciency, taki człowiek wszystko może - uznał Puchatek.
- Wiecie co, najpierw należy się napić - zaproponował Kłapouchy - u Babajagi czeka na nas kolejna partia wina HERACLES - Classic Płońsk Aperitif - odświeżymy się i pomyślimy co zrobić dalej.
Droga na Piwną Górkę upłynęła im w dość ponurych nastrojach. Suszył ich kac, próbowano ich zabić, a przyszłość rysowała się w czarnych barwach.
- Mówię wam, skończymy na dnie Wisły lub pod cementem w fundamentach jakiejś budowy - prorokował Kłapek.
-The killer awoke before dawn, he put his boots on, He took a face from the ancient gallery, And he walked on down the hall - podśpiewywał Prosiaczek.
Powrót okazał się dużo przyjemniejszy. Szli z górki, nogi same ich niosły, co prawda zygzakiem, niemniej skutecznie, po ciałach rozlała się błoga słodycz trunku...
Gdy wrócili do domku ich serca zmroził strach.
- Bat ju ar ded - zdołał wykrztusić Tygrysek na widok Meksykańca, który siedział rozwalony w fotelu i trzymał ich wszystkich na muszce.
- No, no, you are deadmens - roześmiał się nieznajomy i warknął - under the wall assholes.
Brygada wykonała polecenie zostawiając na środku pokoju skrzynki z HERACLESEM.
- What is this? - zaciekawił się nieznajomy.
- Polish tequilla - odparł Puchatek - enjoy!
Meksykaniec wziął jedną butelkę, wyciągnął zębami plastikowy korek i pociągnął spory haust trunku. Nie było to jednak to czego się spodziewał. Wypluł szlachetny napój i zamachnął się by stłuc butelkę. W tym momencie w
Króliczku zagrała bojowa krew.
- Tylko nie HERACLESA! - Króliczek zbulwersowany marnotrawstwem tak wyborowego napoju zdobył się na najodważniejszy czyn swojego życia i zdzielił nieznajomego w łeb porwanym w locie bejzbolem. Meksykaniec z cichym jękiem osunął się na podłogę. Teraz cała brygada ruszyła do boju.
- Bij, zabij!
- Za HERACLESA!
- Hej, kto Polak na bagnety!
- My najpierwsza brygada!
- Dał nam przykład Bonaparte!
- Kyrie Eleyson!
- No teraz to już trochę przesadziliśmy - mruknął Kłapouchy.
W ciągu kilku sekund nieznajomy ciężko pobity i związany jak szynka babuni leżał u stóp brygady.
- Teraz już na pewno nie ożyjesz - mruknął Tygrysek wbijając mu kołek w serce.
- A kto umarł, ten nie żyje... - wycedził Kłapouchy.
Po chwili ciało Meksykańca owinięte folią i fachowo obciążone cementem zanurzyło się w wodzie, by nigdy nie wypłynąć.
- A teraz szybko zadzwońmy do pana Kłudatego, że chcemu mu oddać jego walizeczkę, bo może być z nami chujowo - zadecydował Tygrysek.
- No, lepiej się pośpieszmy, bo inaczej z rańca przyjdzie dwóch facetów w garniturkach i zarzuci nam, że chcieliśmy wydymać pana Kudłatego, a to może robić tylko pani Kudłata - powiedział Puchatek.
Kłapouchy zaczął wykręcać numer:
- 0-56655-23-55, halo, spółdzielnia WORECZEK? Chciałbym mówić z obywatelem Kudłatym. Co? Nie ma tu takiego? W takim razie powiedzcie mu, że mamy coś, co należy do niego i chętnie mu to oddamy, niestety kurier miał drobny wypadek. Kłopoty z sercem...
Następnego poranka zjawili się wysłannicy mafioza. Zabrali neseser a jako dowód wdzięczności pana Kudłatego zostawili darmowe wejściówki do burdelu "Hot Lady". Odtąd kolejne dni upływały brygadzie wśród oparów HERACLESA i błogiego lenistwa...
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:04, 27 Gru 2008    Temat postu:

Nastał piękny czerwcowy dzień. Kubuś obudził się świtkiem, (czyli na dworze już zmierzchało) trzęsąc się i dygocząc z zimna.
- Ale tu piździ - pomyślał.
- Co ja tu kur*a robię? - to była druga myśl.
Nie dość, że był wymarznięty jakby się pieprzył z fokami, to na dodatek po głowie przewalało mu się cholernie głośne kołatanie: PUK! PUK! PUK! Pukanie powtórzyło się i skacowany bohater trzydniowej darmowej popijawy (już ostatniej z dostaw na koszt Abrakadabrahokuspokuskonstantynopolitańczykowianeczkitrzy, zwanej częściej chujem) zajarzył, że ktoś puka do drzwi.
- Łots za gej chce toking łif mi! - ryknął wkurwiony budząc resztę obolałej ekipy.
- Do kurwy nędzy wpuść go, ty łysy pojebie - rzekł bardzo głośno i dobitnie Królik - bo rozpierdoli nam drzwi tym waleniem.
Puchatek z trudem ruszył obolałą dupę w stronę drzwi, otworzył je po czym ocipiał ze zdumienia na widok pedalskiej mordy Szadiego.
- Przepraszam cię bardzo misiasiu, ale zgubiliśmy się z przyjaciółmi w tym wielkim lesie, a mieliśmy dać wieczorem specjalny koncert na przyjęciu u naszego znajomego. On mieszka w białym domku z ładnym białym płotkiem.
- O kur*a panowie to Dżast Pipe - krzyknął Puchatek, który dopiero teraz otrząsnął się z szoku.
- Dawać ich tu - zaryczał Tygrys, aż resztki brudnego tynku opadły z odrapanego sufitu - zrobimy ciotom kocenie.
- Może wejdziecie do środka i coś nam zaśpiewacie - niespodziewanie grzecznie rzekł Prosiaczek.
- Coś ty kur*a ocipiał jebany bekonie, czy nagle zaczęli ci się podobać tacy "chłopcy"?!
- Spoko panowie, aj got e plan - zawieśniaczył z niesamowitym akcentem Prosiaczek - najpierw ich zkocimy, a później zajebiemy i wyślemy w trumnach do tego pedalskiego domku, do którego nie mogli trafić.
- Wykurwiaście, dawać ich tu - wyraził swoją zgodę Puchatek i zamknął drzwi za zespołem bojsów.
- "Koloroweeeeeee..." - zaczął jodłować Szadi lecz przerwał mu Kłapouchy, który perfekcyjnie wymierzonym ruchem doprowadził do kontaktu jego pedalskiego ryja ze swoim twardym kopytem.
- No panowie, on już nigdy więcej nie weźmie do pyska - stwierdził niezmiernie zadowolony z siebie Kłapouchy.
Reszta zespołu z piskiem rzuciła się do drzwi, trafiła tam jednak na Puchatka, który wyjebał ich z powrotem na środek mieszkania trzymanym przez siebie kijbolem. Wprawa z jaką się nim posługiwał mówiła o ciężkich i regularnych treningach. Chwalebnego dzieła dokończyli Tygrys z Królikiem wiążąc ich tak, że sam Kóperfild by się nie wyplątał.
- Co kur*a dalej panowie? - zapytał niepewnie Prosiaczek.
- Może zadzwonić po Pana Sowę, pewnie będzie chciał ich poznać, szczególnie Szadiego. To poznanie będzie bardzo wszechstronne, szczególnie od dupy strony - Królik zaczął snuć fantazje.
- Nie da rady. Jebany zboczeniec jest strasznie zajęty. Niedawno otworzył przedszkole - powiedział z obleśnym grymasem pyska Tygrys.
- To może ich gazem, a później do rowu - Kubuś był cholernie pomysłowy.
- E, Puchatek ty zawsze z tym gazem, lepiej niech Prosiaczek pójdzie do nory Gófera. Zanim go zajebaliśmy chwalił się, że wykopał trumny - zakomenderował Tygrys.
- A jak mnie napadnie jakiś jebany grabarz i będzie chciał zajumać mi te trumny? - Prosiaczek na kacu zawsze widział same problemy.
- To pałą po łbie i do ziemi - uciął Puchatek - ZOMO nigdy nie widziałeś?
- Królik niech skołuje jakąś brykę - Tygrys odkrywał w sobie skłonności przywódcze - a ja pójdę do Babajagi po kilka flaszek Aperitifa.
Ledwo przebrzmiały te słowa, do mieszkania wparowali Łowcy Pip.
- Oni są nasi. Bierzemy ich. Są nam kur*a potrzebni. Prosimy, dajcie je nam - Łowcy miękli z każdym słowem.
- A gdzie wasz przywódca Don Vasyl? - Puchatek kompletnie zignorował ich prośby.
- Ma problemy z płcią sukinsyn, odkąd ktoś mu zajebał giwerą w jajca - wytłumaczył drugi z Łowców Pip.
- By na powrót stać się chłopem, musi zruchać jakąś ciotę - wyjaśnił trzeci z nich - A Krzyś już go nie podnieca.
- Damy wam Szadiego, nada się? - Puchatek wpadł na dosłownie wyjebany pomysł.
- Absokurwalutnie tak! - wyraziła swą opinię grupa miłośników WINA i Błękitu Paryża, zwanego też Piszczelówką.
- Wolnego panowie, nie ma nic za darmo - wtrącił się rozsądnie Kubuś - za godzinę macie ich oddać z powrotem, są nam potrzebni na wieczór. Przynieście też kur*a kwasa, najtaniej wam wyjdzie na Centralnym.
- Okej Puchatku - rzekli zgodnie wszyscy Łowcy Pip i obaj wyszli ciągnąc za sobą grupkę jodłujących pip. Po chwili reszta brygady zaczęła się zbierać na miejscu.
- Puchatku dawaj zagrychę - powiedział Tygrys, który akurat zdążył przynieść Heraclesa - Classic Płońsk Aperitif - a tak przy okazji, to widziałem Królika jadącego czarną limuzyną przez podwórze proboszcza.
- Zajebałem klechę, sukinsyn nie chciał mi dać kluczyków od swojej nowej limuzyny - Królik na wejściu ubiegł wszystkie pytania - Mam też fajne ciuszki dla naszych nowych koleżanek - stwierdził rzucając w kąt zdobyte sutanny.
- No... panowie, bryka jest, ciuchy są...
- Mam te skrzynki - powiedział wchodząc Prosiaczek i zrzucił komplet pięciu trumien - będzie prezent dla Krzycha na 13 urodziny.
- ...ciuchy są, wino też jest, więc na co czekamy - dokończył wyraźnie zbity z tropu Puchatek otwierając zębami butelkę.

W zajebiście alkoholowej atmosferze szybko minęła godzina soł Łowcy Pip odstawili z powrotem Dżast fajfusów, ubrali w sutanny, zapakowali ich w trumny i dorzucili gratis 3 kwasiki i speedy; wszystko rzecz jasna na ochotnika i z własnej nieprzymuszonej woli - Prosiaczek z uzi w prawej ręce potrafił być cholernie przekonywujący. Pod dowództwem Tygrysa drużyna Wino-wajców załadowała trumny do limuzyny eks-proboszcza (trudno pierdolić kazania mając rozjechaną głowę). Do Krzysia zdążyli dojechać w 10 minut (prowadził Tygrys, co spowodowało znaczny spadek populacji pieszych) w międzyczasie obalając sześciopak wina.
Mocno schlani wjechali limuzyną do salonu potrącając rozpaczającego Krzysia:
- Łaa, Łaa, gdzie jest Szadi, miał zatańczyć na moim przyjęciu urodzinowym.
- Mamy dla ciebie prezent w samochodzie - krzyknęli zgodnie Tygrys z Puchatkiem i Kłapouchym.
Po chwili pokój gościnny wypełnił rozpaczliwy pisk Krzysia:
- Na krowie kopytko, co zrobiliście mojemu ukochanemu Szadiemu, czemu ma takie wytrzeszczone oczy?
- Mam tego już kur*a dość - sapnął Kłapouchy i zawołał:
- Tygrys, wsiadaj za kierownicę i zawieź ich na lody do tego nowego lokalu, co to go dopiero otworzyli na skraju
Stumilowego Lasu. Będą mieli ostrą jazdę.
- Do "Skórzanych Rowerów"? - upewnił się Tygrysek.
- Tak, do nich - odkrzyknęli radośnie wszyscy, za wyjątkiem nieszczęśliwych pasażerów.
Tygrysek będący zacoolastym Gran Deft Ałtowcem pokonał trasę w dwie strony, w zaledwie 5,5 minety. Odjeżdżając od lokalu usłyszał bulgotliwy jęk Szadiego:
- Nieeeeoooeeeooeeooeoee...
- Zupełnie jakby ktoś zatkał zlew korkiem - pomyślał i dodał - a jednak Kłapek nie miał racji, chłopak ma przed sobą długą karierę.
Po chwili dosiadł się do przyjaciół żłopiących mózgotrzepa z potrójną siarką i roztrząsających następującą kwestię.
- Tak się kur*a zastanawiam, czemu jestem w chuja budynia ogolony? - Kubuś był cholernie zirytowany i wcale tego nie krył.
- Nie pamiętasz? - zdziwił się Tygrysek.
- Jak bym pamiętał, to bym się kur*a twoja mać nie dopytywał - Puchatek z każdą chwilą był bardziej zdenerwowany.
- No więc - gramatycznie zaczął Tygrysek - w nocy, po dwóch porcjach tych sympatycznych grzybków co rosną u nas w lesie Królik ubzdurał sobie, że jest jebanym pasterzem owiec i najpierw dorwał cię jak spałeś w kącie, lecz ty Kubuś twarda dupa się nie dałeś. Wtedy on się cholernie zbulwersował krzycząc:
- Już ja nauczę tą jebaną owcę moresu (sam nie wiedział co to znaczy), złapał za maszynkę do golenia i opierdolił cię na skina - dokończył Tygrysek i wetknął Kubusiowi do ręki butelkę Heraclesa - chlapnij sobie, to cię ukoi.
- Włosy nie chuj, na pewno odrosną - pocieszył go jeszcze Kłapouchy, po czym skupił się na trafieniu butelką do pyska.

Reszta ekipy nie miała jednak podobnych problemów, szybko pokonali pozostałe na placu boju flaszki, po czym zapadli w niczym nie zakłócany, sześciopromilowy sen.
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:04, 27 Gru 2008    Temat postu:

-Uwagaaaaa!!!!
Ryk Tygryska poderwał na nogi Prosiaczka, który podskoczył z ławeczki (cała ekipa siedziała właśnie przed domem Królika i sączyła "Kozackoje Igristoje", nowy przebój w melinie BabaJagi) i upuścił na ziemię plastikowy kubek. "Kozackoje" było wytworem specjalistów zza wschodniej granicy i miało kopa podobnego do markowych siarkofrutów z Płońska. Gustowne plastikowe kubeczki to był aktualny wymysł Królika, który stwierdził, że "troszku kultury mieć, kur*a, trza". No więc cała ekipa postanowiła dać Królikowi trochę radości ("Niech ma coś od życia", jak stwierdził Puchatek) i postanowiła przez tydzień używać tych idiotycznych kubeczków. Prosiaczek popatrzył do góry i ze zmartwieniem pokiwał głową.
- Nie, no panowie trzeba coś z tym palantem zrobić. W końcu złamie sobie kark, czy chuj wie co.
Tygrysek siedział na gałęzi pięć metrów nad nimi i z poważną miną wpatrywał się w dal.
- A co z nim? - wyburczał Kłapouchy, który był wkurwiony na cały świat z powodu tego idiotycznego pomysłu z kubeczkami.
- Co ma być? Wybrał się kutas do kina...
- No, rozumiesz Kłapouchy. Zechciało się debilowi rozerwać kulturalnie, jakby wywalenie jabola z kolegami mu nie wystarczało - Puchatek odłożył na moment kubek i wtrącił się do rozmowy - No więc, kur*a, rozumiesz, polazł sobie chujek do kina i nawet nic nam nie powiedział.
- Po wała miał nam mówić?! - wydarł się Królik, u którego ostatnia porcja "Igristoje" wywołała nagły przypływ animuszu - I tak byśmy nie poszli! Od kiedy Prosiak zarzygał dwa rzędy, bo nie zdążył do klopa, nie wpuszczają nas do żadnego kina.
- Jakie, nie zdążył? Jakie, kur*a, nie zdążył? Nawet nie próbowałem zdążyć - oburzył się Prosiaczek.
- Siarap! - wrzasnął Puchatek - No więc, Kłapouchy, rozumiesz. Polazł ten cymbał do kina, ale wcześniej zapodał sobie dwa siarkofruty, zeżarł porcję kwachu i spalił skręta... No i go, kur*a, w kinie pojebało. Film wlazł mu do życia.
- Co... - zaczął Kłapouchy.
- "Matrix" - ze smutkiem stwierdził Puchatek - Ten kretyn twierdzi, że jest gdzieś indziej i uczy się latać.
- Uwagaaaaa!!! - ponownie ryknął Tygrysek. Nagle gwałtownie ruszył z miejsca, skoczył do góry, zamachał rękoma i efektownie zjebał się pod nogi Puchatka.
- Sam widzisz - Puchatek trącił nogą ledwo przytomnego Tygryska - Totalny pojeb.
- Pierdolę, idę się odlać - oświadczył Królik i powlókł się za róg domku.
Tygrysek powoli podnosił się z ziemi.
- O w mordę. kur*a, jakie to było realistyczne - wystękał i rozejrzał się po wszystkich -
Jesteście ślepi, nie umiecie się wyzwolić. A tylko szerokie otwarcie na nowy światopogląd może...
- Nie, to już jest nie dobrze - stwierdził Kłapouchy - Jest gorzej niż źle.
- Te, Tygrysek - uśmiechnął się szelmowsko Prosiaczek - Gdzie komóra? Tygrysek z przerażeniem zaczął przetrząsać kieszenie.
- Ja pierdolę - wysapał z przerażeniem - Zgubiłem, nie mam łączności z Morfeuszem. To już koniec...
Gwałtownie poderwał się z ziemi i popędził w stronę lasu.
- No, a ty go jeszcze podkurwiaj - wycedził Puchatek - Poleciał kutas do lasu i chuj wie co mu do łba strzeli. A jak wlizie na wyższe drzewo? Nie będzie czego ze łba zbierać...
- Co z tą komórą? - zagadnął Królik, który właśnie wrócił z krzaków.
- Wczoraj przyjebał jakiemuś palantowi w dresie - uśmiechnął się Prosiaczek - Zabrał mu komórę, bo stwierdził, że musi połączyć się z jakimś Morfinistą, czy chuj wie czym.
- Idziemy - zawyrokował Puchatek i poderwał się z ławki - Jak znajdziemy tego debila, to w łeb, wiążemy i na trzy dni do piwniczki. I tylko chleb i wóda.
- Chyba woda? - zdziwił się Prosiaczek.
- Mózg ci odjebało? Trzy dni bez alkoholu? Mamy go wyleczyć, a nie wykończyć -
Puchatek z politowaniem pokręcił głową.
Szli leśną ścieżką, gdy nagle Puchatek przystanął i skinął głową w stronę pobliskich krzaków, z których wystawała noga w czteropasiastym dresie.
- Czek it - polecił Puchatek.
Kłapouchy ostrożnie zajrzał między krzaki. Po chwili odwrócił się do kumpli i wzruszył ramionami.
- No to znalazł komórę... Ciekawe gdzie teraz poleciał?
- A co z tym tutaj? - zainteresował się Królik.
- Chuj z tym tutaj. Szukamy Tygryska, a nie oglądamy pobitych palantów. Idziemy -
Kłapouchy ruszył do przodu.
- Czekaj, gdzie go, kur*a, chcesz znaleźć? W pizdu drzew i krzaków. Zesramy się, a go nie znajdziemy - zmartwił się Prosiaczek.
- No to co robimy? - warknął Kłapouchy.
- Bierzemy tego fiuta do chaty. Może coś z niego wyciągniemy.
- Pojebało cię?! Chcesz takie gówno do domu znosić? Sami znajdziemy Tygrycha!
- kur*a, Kłapouchy, myśl trochę! Tak będzie szybciej - Prosiaczek podrapał się w głowę - Może palant coś słyszał, wiesz, że Tygrysek próbuje teraz wszystkich uświadamiać. Może coś mu nagadał?
- Co mógł, do kurwy nędzy nagadać! - Kłapouchy aż posiniał z nerwów - Przecież
Tygrys pierdoli od rzeczy, sam widziałeś...
- Ale coś mógł usłyszeć! - wydarł się Prosiak.
- Chuja mógł! - darł się Kłapouchy - Nie będziemy taskać jakiegoś kutafona przez las!
- Zabieramy!!! - wrzeszczał Prosiaczek.
Wtem rozległ się wystrzał. Prosiaczek i Kłapouchy gwałtownie ucichli i wyciągnęli spod kurtek giwery.
- No to, kur*a, po problemie - rzeczowo stwierdził Królik.
Z krzaków gdzie leżał obecnie już denat wyszedł Puchatek. Zabezpieczył shotguna i schował pod płaszcz.
- Puchatek... - wyszeptał Prosiaczek - Odpierdoliło ci? Mało mamy problemu z Tygrysem?
- Yyyy - zaczął niepewnie Puchatek - Wypadek, chciałem go postraszyć, żeby powiedział gdzie polazł Tygrysek i wypaliło...
- kur*a! - wrzasnął Królik - Jakie wypaliło? Po chuj żeś wyciągał giwerę? Ten palant i tak by o wszystkim powiedział.
- No, tak - Puchatek zawstydzony grzebał nogą w piachu - Ale na jednym filmie widziałem... Prosiaczek aż usiadł z wrażenia.
- Ja pierdolę - wysapał - Ty też? Co jest, w dupę jeża? Jakaś epidemia? Masz dziedziczny syf zamiast mózgu? Jaki film? Co ty pierdolisz? Rozejrzyj się dookoła! Puchatek tępo popatrzył po drzewach.
- No i? - zapytał niepewnie.
- Co, "no i"?! - ryknął Prosiaczek. - Żadne "no i"! Widzisz gdzieś napis
"HOLLYWOOD"? Takie zajebiście duże, białe literki?!
- Yyyy... Nie - stwierdził niepewnie Puchatek po chwili zastanowienia.
- No bo o to chodzi, ty durna pało, że nie jesteśmy w jebanym Hollywood! To nie jest, kur*a, film! Jasne?!
- No... - wymamrotał Puchatek.
- No i dobra, koniec pierdolenia - włączył się do dyskusji Królik i ruszył dalej ścieżką -
Idziemy szukać Tygryska.
- No, idziemy - kiwnął głową Kłapouchy - Tropem białego króliczka...
- Jakiś taki sraczkowaty, a nie biały - roześmiał się Puchatek.
- Kłapouchy, morda w kubeł - Królik obejrzał się przez ramię i groźnie spojrzał na Kłapouchego.
Przez długą chwilę szli w milczeniu. Wtem rozległ się znajomy ryk.
- Ratunku!!! - darł się z pobliskiego zagajnika Tygrysek - Agenci mnie dopadli! Chcą mnie wykasować.
Nasza gromada pędem ruszyła w stronę zagajnika.
- A niech mu tylko nic nie będzie - wydyszał w pędzie Puchatek - Przypierdolę mu tak, że mu prążki ryja dupą wyjdą...
Po chwili wpadli na małą polanę. Tygrysek stał przywiązany do jednego z drzew i z przerażeniem rozglądał się dookoła.
- Cały? - zapytał Prosiaczek - Te, kur*a, Neo. Nic ci nie jest?
- Jakie: "nic"? - spytał Puchatek - Ma najebane we łbie jak sto sześćdziesiąt. To ma być: "nic"?
Tygrysek z przerażeniem wpatrywał się w grupę przyjaciół.
- Oni tu są... - wyjęczał - Cali w czerni, szukają mnie, wiedzą, że jestem wybrany.
- Nie: "wybrany", a pojebany. To subtelna różnica - Puchatek pokręcił głową i zaczął odwiązywać Tygryska - Jednak masz talent. Ja sam bym się tak za cholerę nie przywiązał...
Nagle Puchatek znieruchomiał.
- Panowie... - wymruczał nie ruszając się z miejsca - Coś tu, kur*a, nie gra. Tygrys ma dwie lewe ręce i każdy to wie. W kółko strzela orły na ulicy, bo nie może sobie zawiązać sznurowadeł. A teraz stoi związany jak nie przymierzając "szynka babuni". Sam tego nie zrobił. No faken łej...
- Oszkurwpier... - zabełkotał Tygrysek - Za późno... Już po nas. Namierzyli nas i odcięli nas od centrali...
- A ten znowu - pokręcił głową Królik - Weź go który pierdolnij, może się zamknie... Idę lać. Po tym syfie, co go ostatnio pijemy szczam jak pies.
Królik odwrócił się i...
- Jebany świat - wyszeptał - Chłopaki, coś, kur*a, nie gra. Wszyscy obrócili się w stronę z której parę minut wcześniej przyszli.
- To oni! - zawył z przerażeniem Tygrysek - Spierdalać! Nikt jeszcze nie przeżył spotkania z agentami.
Między drzewami stało trzech typków w czarnych garniturach i okularach przeciwsłonecznych. Pierwszy z nich wyciągnął z kieszeni telefon, wybrał numer i zaczął cicho rozmawiać. Nasi przyjaciele ze zdziwieniem spojrzeli po sobie.
- Koniec, nie mieszam więcej wińska z wódą - wystękał Kłapouchy - Widzę potem jakichś śmiesznych ludzików biegających po lesie.
- Też widzę - odparł wolno Puchatek - A ja od trzech dni jadę tylko na "Igristoje". Oni są live, i to bardziej niż CNN.
- Uciekajmy! - skowyczał Tygrysek - Znajdziemy inne wyjście z matrycy!
Puchatek gwałtownie pociągnął kolbą shotguna po łbie Tygryska. Tygrysek wywinął podwójnego aksla i glebnął na trawkę. Wszyscy przyjaciele spojrzeli ze zdziwieniem na Puchatka.
- Poważna sprawa - Puchatek skinął głową w stronę trzech gości w garniturach - Lepiej będzie dla Tygrysa jak na jakiś czas faktycznie odpocznie w matrixie. Jeszcze coś by mu do łba strzeliło, wiecie jaki z niego nerwowy rocznik...
- Patrzcie go, w mordę - uśmiechnął się krzywo Prosiaczek - Znalazła się "siła spokoju".
A kto gościowi zmienił rysy twarzy przy pomocy pocisku dum-dum?
Brygada zaczęła podchodzić kolesi.
- Panowie, oni nas ciągłe, kur*a, ignorują - Królik wyglądał na poirytowanego - Strzelamy czy pytamy?
- Spoko, Królik - Kłapouchy wysunął się do przodu - Kulturka musi być. Ja to załatwię.
Podszedł jeszcze kilka kroków do gości w czerni.
- kur*a, w chuja tniecie, czy co? - zaczął zgodnie z protokołem dyplomatycznym
Kłapouchy - Co wam odjebało, żeby wiązać Tygryska do drzewa? Brykał by sobie spokojnie po lasku, walnął jakąś flachę, może by gdzieś wyrwał jakąś niezłą dupę... A wy co? Do drzewa i spokój, tak?
- Cicho, mały - gość z komórą w ręce spojrzał groźnie na Kłapouchego - Już kończę...
- W mordę, kur*a, jaja sobie robicie?! - wydarł się Kłapouchy - Wypierdalać z lasu jak grzecznie proszą, bo jak nie to przestanę być uprzejmy!
Gość schował telefon do kieszeni, przeszedł koło Kłapouchego i stanął przed Puchatkiem.
- Pan Puchatek?
- Nie, kur*a, Królik - wysapał Puchatek. - Co, nie widać?
- Panowie - facet w czerni poprawił okulary na nosie - Spokojnie. Znacie już pana Kudłatego, prawda.
Puchatek podrapał się w łepek.
- Coś było... No jasne. Ten w dupę dęty meksykaniec z walizką. Ale wszystko oddaliśmy.
- No właśnie o to chodzi, że nie oddaliście. Jesteście winni panu Kudłatemu zawartość walizki plus odsetki. Tysiąc dolarów za każdy dzień zwłoki.
Królik parsknął śmiechem.
- Nie, no kur*a gość ma talent. Człowieku idź do szkoły aktorskiej. Tam szukają takich komików... Przecież wasz kurier zabrał całą przesyłkę. Idźcie do domu, co będziecie tak...
Facet gwałtownie uderzył Królika pięścią w tchawicę. Królik charcząc wylądował na kolanach.
- kur*a, przeginacie - warknął Kłapouchy i sięgnął za pazuchę. W tym momencie poczuł przy głowie dwie lufy. Dwaj pozostali goście, którzy stali koło niego trzymali w łapach po gnacie i wtykali mu je do uszu.
- No i jak, Panie Puchatek - gość, z którym rozmawiali ściągnął okulary - Oddajecie?
- kur*a, kretynie, wszystko oddaliśmy - wystękał Puchatek.
- Jak chcesz - facet wzruszył ramionami. W momencie gdy naciskał spust Puchatek zniknął jakby zapadł się pod ziemię.
- Co jest... - wystękał szef grupy. - Co to ma być?
- Szefie - odezwał się jeden z pozostałych - Coś tu nie gra. Zawsze zostawał trup, a dzisiaj...
- Ja was ocalę! - Tygrysek, który właśnie się ocknął zaczął biec przez polanę chcąc rzucić się na napastników.
- Długi, Wąski. Skasujcie tego błazna. Dwaj faceci jednocześnie podnieśli pistolety i wystrzelili.
- kur*a, to po nim - jęknął Kłapouchy - Szkoda Tygryska, fajny był z niego herbatnik. Co on, do ciężkiego chuja, robi?
- Zaczyna wierzyć - poważnie wyszeptał Prosiaczek. W tej chwili Tygrysek raptownie zatrzymał się w pędzie i opadł ślizgiem na ziemię mijając przelatujące pociski. Wykorzystując konsternację przeciwnika Kłapouchy, Prosiaczek i Królik rzucili się na kolesi w garniturkach, którzy w starciu jeden na jeden byli bez szans.
Po chwili leżeli podziurawieni jak sito.
- Skurwysyny - wycharczał Królik - Żyj i pozwól umrzeć...
- No i co robimy? - Prosiaczek niezdecydowany patrzył na Kłapouchego.
- Jak to co? Bierz Tygryska, ja biorę Puchatka i znikamy. Hołm, słit hołm, jak to się mówi. Obalimy flachę, a Tygrysa damy do komórki. Tak jak było ustalone. Odechce mu się odstawiać takie popierdolone sztuczki.
- A ciała?
- A co ja, kur*a, Zakład Oczyszczania Lasu? Chuj im w dupę, jak napisał jakiś poeta...
Towarzystwo wolno powlekło się w stronę chatki.
Następny słoneczny lipcowy poranek rozpoczął się od wycia Tygryska.
- Wyyyyyyypuście mnie stąd! Przecież sami widzieliście! Ja wyminąłem lecące kule, a
Puchatek raptem zniknął! My naprawdę jesteśmy w matrycy!
- Stul japę pojebie - rozległ się głos Kłapouchego - po prostu jak biegłeś wyjebałeś się o korzeń a potem pojechałeś na lisim gównie, tylko dlatego jeszcze żyjesz.
- Właśnie, a ja wpadłem do jednej z dziur, które zostały w lesie po tym zafajdanym
Goferze - dodał Puchatek - oprzytomnij wreszcie!
- Jak mawia agentka Scully, każde zjawisko można naukowo wyjaśnić - dorzucił swoje
Królik i pociągnął łyk "Kozackoje Igristoje" z plastikowego kubeczka.
Tygrysek nie dał się jednak do końca przekonać...
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:04, 27 Gru 2008    Temat postu:

Był piękny sierpniowy poranek... Królik, Kłapouchy, Prosiaczek, Tygrysek i Puchatek siedzieli w domku tego ostatniego.
To znaczy Kłapouchy siedział, bo jako najbardziej doświadczonemu zawodnikowi udało mu się nie osunąć pod stół podczas wczorajszej libacji. Reszta towarzystwa była malowniczo rozłożona na wszystkich meblach. Najgorzej czuł się Prosiaczek, który pomylił HERACLESA - Classic Płońsk Aperitif z Borygo (faktem jest, że smak, zapach i kolor były identyczne, więc nawet taki koneser dał się zwieść).
Przed osłem stała zajebistych rozmiarów faja wodna skonstruowana z wiadra, dwóch gumowych węży i obciętej końcówki lufy od dwururki nabitej gigantyczną ilością trawy. Kłapek błogo zaciągał się dymem, który po fachowym przetrzymaniu w płucach wypuszczał pionowo w górę. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak mała ciuchcia stojąca na bocznicy.
- Wiesz Królik, niezłe to zielsko, miałeś rację, żeby obok tej debilnej marchewki zasiać zagon gandzi.
- A ty kur*a myślałeś, że co? Ja mam wyłącznie dobre pomysły - stwierdził skromnie Królik - ekstra nasionka, specjalnie zmodyfikowane do hodowli w chłodnym klimacie, mejdin Holland.
- Fakt, że pięknie wyrosły w tym roku, takie wybujałe. A hodowla eksperymentalna w piwnicy też się pięknie rozwija - zauważył Tygrysek i dodał - wiadomo, Polska - zielone płuca Europy.
- A jak przyjdzie Bystry Rydz to powiemy, że wszystko jest legalnie, przecież te pięć hektarów to wyłącznie na własny użytek
- roześmiał się Puchatek - zresztą możemy mu coś odpalić, niech kapitan ma trochę relaksu.
- Ty, cwana gapa, nie bądź taki kurewsko szybki, nie ty wyhodowałeś, nie ty będziesz rozdawał - zaperzył się Króliczek i cisnął w Puchatka butelką, upewniwszy się najpierw czy nie pozostała w niej ani kropla Heraclesa.
- Spokój złamasy, czuję się jakby we łbie ktoś mi jeździł czołgiem, a wy ciągle drzecie te w kurwę jebane mordy! - Tygrysek jak zwykle obudził się negatywnie nastawiony do rzeczywistości. W ciszy, jaka chwilowo zapadła, dało się usłyszeć dziwne hałasy dobiegające z zewnątrz oraz śpiewy w stylu "wszystko co nasze Polsceee oddamy"
- Co to, kur*a, jest? - zagadnął Puchatek.
- Może to te cioty z Radia Maryja. Chcą odbudować przekaźnik - jęknął Prosiaczek, po czym przewrócił się na drugi bok - nasz las to jedyne miejsce w kraju gdzie nie docierają fale tego upierdliwego radia.
- Fak it - stwierdził z wieśniackim akcentem Królik.
- Posłuchajcie, ktoś tu lizie... - rzekł Tygrysek.
Wtem do domu wpadł Krzyś i fiknął kozła na bełcie jednego z naszych bohaterów, lądując w następnym. Brygada zgodnie wpadła w brecht.
- Ała. Moja biedna głowa - rzekł Krzyś, poprawiając nażelowaną fryzurę i powoli wstając. Ubrany był w odblaskowe białe dresy z obowiązkowymi czterema paskami (czwarty dorzucił mu gratis sprzedawca w zamian za zrobienie loda), zajebiście zielone odblaskowe "addidasy" oraz szpanerskie ciemne okularki. Z kieszeni wystawał mu kurewsko duży słoik z wazeliną - prezent urodzinowy od pana Sowy.
- Czego tu szukasz amatorze cudzych odbytów? - warknął Prosiaczek.
- Może chcesz żeby ci wsadzić obtłuczoną butelkę w dupsko? Mamy tu kilka takich - zaczął dopytywać się Kłapouchy.
- Załogo, nie uwierzycie! - wykrzyknął w podnieceniu Krzyś - przyjechali...
- To chuj im w dupę! - stwierdził Tygrysek, a Prosiaczek przezornie wyjął swoje ukochane Uzi.
- Przypominam sobie patrząc w jej oczy małe, gdy ci ssałem, a potem mnie od tyłu brałeś - zaczął cicho rapować Kłapouchy
- ty głupia cipo, to tekst jakby pisany idealnie dla ciebie - stwierdził.
- Nie, nie, nie rozumiecie - przyjechali harcerze! - zakrzyknął Krzyś - idę się zapisać! Po czym wybiegł z domu.
- Nigdy nie wiem, o co chodzi temu pedałowi. Co to są szalbierze? - spytał Tygrysek, który jeszcze nie do końca się obudził.

- Harcerze, pało - poprawił Prosiaczek - to takie cioty, co jeżdżą do lasu na obozy, aby zbierać jagódki, dokarmiać
zwierzątka, nosić zielne mundurki i chustki, słuchać rozkazów i robić "Baczność! Spocznij!".
- Innymi słowy pipy jakich mało? - odrzekł po chwili zastanowienia Kłapołuchy.
- Sytuacja jest poważna - podsumował Prosiaczek.
- Taa. Łi mast destroj dem, or przyjedzie ich tu więcej - powiedział z wieśniackim akcentem Tygrysek.
Tymczasem Króliczek zaczął wyglądać przez okno. Z każdą sekundą jego mina wyrażała coraz większe przerażenie.
- Ja pierdolę, chłopaki! Musicie mi pomóc! Jakieś geje rozstawiają namioty obok mojego ogródka! Zaraz zadepczą całą uprawę marychy! Trzeba im wpiździć!
- To jest, kur*a, skandal! - wykrzyczał oburzony do granic Tygrysek, po czym poczerwieniał jak ruska dziwka.
- Nie bulwersuj się tak, bo ci gały wyskoczą z orbit! - zauważył Prosiaczek.
Kłapouchy milcząc przystąpił do rutynowych czynności: czyszczenia i ładowania broni, sprawdzania wyposażenia, ostrzenia noży. Tymczasem Puchatek, jakby wolny od wszechobecnych trosk wstał po kolejną butelkę. Wyjmował właśnie wino, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Ani chwili spokoju - mruknął Puchatek, po czym podszedł do drzwi. Otworzył.
- A ty kim jesteś? - zapytała postać w zielonym mundurku i śmiesznej czapce.
- Jo Sem Netoperek - odparł Kubuś.
- Bo widzisz, mamy teraz grę, a tu gdzieś miał czekać mój druh drużynowy... - powiedział znowu tamten.
- Zaraz, zaraz... - mruknął Puchatek - czy ty przypadkiem nie jesteś harcerzem? - zapytał sięgając po przedmiot za szafą.
- Tak! Zastępowy Wrona melduje się na punkcie... - nie dokończył gość. Nagły cios bejsbolem pozbawił go wszystkich zębów.
- A masz, ty pedalska cioto! - ryknął Kubuś.
Cała ekipa momentalnie poderwała się na nogi.
- Widzę, że zajebałeś skurwiela! - Tygrysek był jak zwykle bezpośredni.
- Teraz wyślemy im jego kawałeczki - radował się Królik - o takie malutkie!
- Nie! Nabijmy go, kur*a, na pal! - krzyczał Kłapołuchy.
- Wsadźmy mu rozgrzane żelastwo w dupę! - coraz głośniej wrzeszczał Prosiaczek.
- Zamknijcie ryje! To ja mu przypierdoliłem i ja wymyślę co z nim zrobić! - krzyknął Puchatek.
- Więc dobra, mądralo. Co z nim robimy? - spytał nieufnie Tygrysek.
Kubuś miał właśnie odpowiedzieć, gdy do drzwi zapukał kolejny gość.
- Co to, kur*a, jest? Autostrada? - ryknął Puchatek - jeśli to znowu jakaś ciota, to nie wyjdzie stąd cało!
Tymczasem do domu wpadła cała brygada ubrana w czarne skóry. Byli to Łowcy Pip, jednak nie było z nimi ich lidera DonVasyla(tm).
- Siemanko, niezłe wdzianko... - począł głucho rapować Kłapołuchy.
- Słyszeliśmy, że w okolicy są jakieś pipy - zagadnął czwarty z Łowców - są nam bardzo potrzebne, DonVasyl(tm) ma kłopoty z erekcją, jeśli nie zapierdoli jakiejś pipy nie będzie mógł zerżnąć już żadnego kurwiszcza, kurwy, a nawet kurwiątka.

- To bardzo przykre, tak chcieć i nie móc - zauważył filozoficznie Prosiaczek - ale mamy dobre wieści: wasz przywódca przepiłuje jeszcze niejedną szparkę.
- Taa. W okolicy jest cały obóz pełen pip. To zjazd pip z całej Polski. - odpowiedział Prosiaczek.
- To my lecimy po DonVasyla(tm)! - stwierdził ósmy z nich.
- Dobry pomysł - zawtórował piąty z nich.
- Na co więc czekamy? - spytał giermek, po czym obydwaj wybiegli z domku.
- Panowie, trzeba coś wymyślić. Musimy się pozbyć tych zielonkawych zafajdańców z lasu! - rzekł po chwili namysłu Tygrysek - i lepiej się pośpieszmy, zanim ci porypani Łowcy Pip wkroczą do akcji, nigdy nic dobrego z tego nie wynika.
- Eureka! Odkryłem! Veni, Vedi, Van-Damme! - wykrzyknął Prosiaczek - Pójdziemy na posterunek policji i powiemy, że w lesie odbywa się właśnie zjazd pedofilii - naturystów. Komendant ich zgarnie i jeszcze będzie nam tak wdzięczny, że pewnie coś odpali, a my nawet nie będziemy musieli wchodzić do tego zadupnego obozu. Jest za gorąco żeby się bić.
- Świetny pomysł, Prosiaczku. - stwierdził Tygrysek. - chyba wiem jak załatwić tych zielonych popaprańców... Po czym cała grupa udała się na posterunek. Po przybyciu na miejsce Tygrysek tajemniczo zakomunikował:
- Chłopaki, zaprowadźcie szeryfa do obozu, spotkamy się później!
Po czym zniknął w zaroślach. Reszta brygada zapukała do drzwi opatrzonych tabliczką, którą ktoś przemalował na "Polucja".
W drzwiach stanął kapitan Bystry Rydz..
- Ahoj, panie władzo! Wiemy, że pan kapitan jest niestrudzonym obrońcą porządku i ładu moralnego w lesie - zaczął Puchatek, który był mistrzem włazidupstwa - dlatego chcemy zameldować o strasznym naruszeniu prawa! W okolicy znajduje się nielegalny, kryminalny obóz, założony przez zorganizowaną grupę przestępczą!
- Tak. Zanieczyszczają wodę! - zawtórował Kłapołuchy.
- Niszczą przyrodę i wycinają las! - dodał Królik.
- Napastują sarenki! - krzyknął Prosiaczek.
- I utrzymują stosunki analne! - dorzucił swoje Puchatek.
- Tak dalej być nie będzie! - wykrzyknął oburzony kapitan - zbiorę swoich ludzi i zamkniemy towarzystwo.
Już po chwili wszyscy stali kilkadziesiąt metrów od obozu.
- Poczekajcie, ja z nimi pogadam - powiedział kapitan, po czym wojskowym krokiem udał się do namiotów. Jednakże
Bystry Rydz błyskawicznie wrócił i wściekły orzekł:
- Wszystko wydaje się być w porządku. Jest czysto i cicho. I mają zezwolenie na pobyt - Kapitan robił wrażenie zawiedzionego - a wam, dowcipnisie, odechce się głupich żartów! - zwrócił się do naszych bohaterów. Już miał się na nich rzucić, gdy ktoś krzyknął:
- Te, niebieski! Pała ci wystaje!
Był to Tygrysek, przebrany w mundur harcerski i stojący na głównym placu obozu.
- Coś ty gówniarzu powiedział? - ryknął Bystry Rydz.
- Pałą go, pałą go, pałą go i w łeb... - zaczął śpiewać Tygrysek.
- Ostrzegam, jeszcze słowo i... - darł się kapitan.
- Bystry Rydz śpi z pałą na wierzchu! Psy do suk! Pierdolić policję! Twoja pała już sparciała!
- Miarka się przebrała! Zamykamy obóz!
Po czym kapitan i jego ludzie rzucili się na harcerzy i rozpoczęli pacyfikowanie (pałowanie). Tygrysek w ostatniej chwili zdołał zrzucić mundur i schować się w krzakach. Przerażeni harcerze rozpierzchli się na wszystkie strony, ale i tak dosięgały ich ciosy pałek, granaty z gazem łzawiącym i gumowe kule. Po chwili wszyscy uczestnicy obozu leżeli pobici i skuci kajdankami.
Co bardziej krewcy funkcjonariusze kopali leżących. Po bitwie (której ochoczo dopingowali nasi bohaterowie) kapitan podszedł do Puchatka i rzekł:
- Spełniliście dziś obywatelski obowiązek. Oto wasza nagroda. - rzekł dumnie Bystry Rydz, po czym wręczył bohaterom plik banknotów "zabezpieczonych" z obozowej kasy. Następnie odszedł, aby konwojować więźniów.
- Uff! Mało brakowało! - rzekł Puchatek.
- To, co cię nie zabije, uczyni cię silniejszym - zaczął filozofować Kłapouchy.
- W sumie to był bardzo udany dzień - skonstatował Króliczek - a kapitan nawet się nie zorientował, że stoi obok pola marihuany.
- On pewnie myśli, że gandzia rośnie w postaci plastikowych torebeczek, które zwisają z krzaków - roześmiał się Puchatek.
- No, i teraz mamy kasę na kolejną imprezę! I świat jest trochę lepszy! - odparł Tygrysek, po czym nasi bohaterowie udali się do BabyJagi(tm), aby wydać swe ciężko zarobione pieniądze.
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:04, 27 Gru 2008    Temat postu:

Wstawał piękny wrześniowy poranek. Nasi bohaterowie jak zawsze zbierali się po ostatniej libacji.
-kur*a, jak mi łeb napierdala.- stwierdził Puchatek łapiąc się za głowę.
-Czy wiesz, o czym to świadczy?- zapytał Prosiaczek.
-Eeeeeee... ?odrzekł Kuba, intensywnie myśląc.
-No wiesz czy nie?
-Chyba musiało być zajebiście.- rzekł po namyśle Puchatek.
-Nie chyba, ale na pewno. Zobacz na swoje mieszkanie.- powiedział Bekon.
I miał rację, bo takie pobojowisko nie powstaje nawet po wybuchu bomby atomowej, przejściu tornada, czy trzęsieniu Ziemi. Flegma Kłapouchego była nawet na suficie i powoli kapała mu na pysk, gdy ten dochodził do siebie. Stół, a raczej to co z niego zostało, leżał na podłodze ,a jedna z nóg była wbita królikowi centralnie w dupę. Tygrys jeszcze spał spokojnie nie wiedząc nawet, że leży w największym bełcie w domu, gdyż przyjaciele go przypadkiem zarzygali, bo nie zdążyli do kibla.
-kur*a jego pierdolona mać, musimy tu posprzątać no nie?
-Nie!!!!- rozdarł się Tygrys, który łyknął trochę flegmy leżącej koło niego- Wolę oglądać Kiepskich, jeszcze zdążę na powtórkę. To na razie.
Następnym, który się obudził, był Królik.
-Aaaaaaaa!!!!!!!!!!! Kto do kurwy nędzy wbił mi nogę od stołu w dupę? Co wy se myślicie, że ja jestem Krzyś Szadi Ciotewski i lubię takie przyjemności?
-O ile pamiętam, to krzyczałeś, żeby wsadzić to głębiej, bo cię to podnieca.- zaczął Kuba.
-No, a okazało się, że twój kutas nawet nie drgnął.-dokończył za misia Prosiak
-Czyli, że ja jestem... impotentem...-załamał się Królik
-Nie załamuj się tak wcześnie, podobno wymyślono na to lek. Zaraz jak on się nazywa? Wi... Wia... No... Viagra ( Dużą, bo to cudowny środek).- pocieszył kumpla Kuba.
-A gdzie to można dostać ?
-No jak to gdzie w aptece, no wiesz w miejscu, gdzie ludzie chorzy kupują lekarstwa.- zaczął Prosiak podkreślać chorobę biednego Królika.
W tym momencie doszedł do siebie Kłapouchy, popatrzył na zegarek i szybko krzyknął:
-kur*a Kiepscy!!!!!- i szybko pobiegł do domku
-Chodźmy do pana Sowy, może on pomoże.- zaproponował Puchatek.
-Dobra.- odparli dwaj towarzysze
Szli w ciszy, gdyż przygnębiony Królik jakimś cudem, to znaczy przerażony swoją chorobą, przestał mówić, nawet nie wspomniał dawnych czasów, jak rozwalili Rumunów, czy też ich najdłuższe libacje, gdy mieli HERACLESA przez cały miesiąc za darmo. Na ich szczęście nie szli długo. Gdy dotarli do pana Sowy, drzwi otworzył im nagi Krzyś.
-kur*a, pipa, co ty tu robisz?- zapytał Kuba.
-Kochanie- krzyknął Krzyś do Sowy- mamy gości.
-Moja noga nie przekroczy progu tego domu.- wpienił się Królik.
Na te słowa Prosiak wyciągnął swojego wiernego uzi i wycelował w Krzysia.
-Daj!!!- krzyknął i zaczął strzelać .
-Chodźcie do apteki.- powiedział Królik.
-Dobra, ale najpierw idziemy do Baby Jagi(tm) i kupimy sobie parę HERACLESÓW- oznajmił Kuba.
Po drodze spotkali Tygryska i Kłapouchego.
-Jak tam Kiepscy?- zapytał Prosiak.
-Wspaniale, nawet nie wiecie, ile oni mają z nami wspólnego.-bronił się Tygrys.
-Znaczy, że prowadzą kumpla, impotenta do apteki po Viagrę?- zaczął Kuba.
-Bardzo śmieszne.-powiedział Królik.
-Okej.- zawieśniaczył Tygrysek- Idziemy z wami.
I tak nasza brygada zaczęła iść do apteki.
-kur*a, jak mi się chce pić.- powiedział Kłapouchy, który od rana nic jeszcze nie pił.
-Chce ci się pić, mi się chce lać, możemy się zgrać.- Tygrys jak zwykle zaczął udawać debila, chociaż wcale nie musiał udawać.
-Mi też.- wystękał Prosiak.
-To chodźmy do Baby Jagi(tm), to jest po drodze.
Gdy dotarli na miejsce, zapomnieli, po co przyszli ( oczywiście z powodu dużego ubytku szarych komórek po ostatniej imprezie).
-Yyyyyy... ?zaczął Prosiaczek.
-Tak, tak wiem, o co chodzi.-powiedziała Baba Jaga(tm) i podała im dwa sześciopaki wina HERACLES PŁOŃSK-APERRITIFF.- Za to, że jesteście stałymi klientami macie tu gratis pięć butelek NAPOJU BOGUFF.
-Dzięki.- powiedziała brygada i zaczęła opróżniać butelki.
Po opróżnieniu butelek zaczęli iść w kierunku apteki.
-Panowie, kur*a, coś tu jest nie tak- spostrzegł Kuba.
-Rzeczywiście, to nie jest nasz stumilowy las. No chyba, że wczoraj wybudowali tu drogę przelotową, postawili kilkanaście tysięcy domów i przywieźli kilkaset tysięcy ludzi.- potwierdził podejrzenia kolegi Tygrysek.
-Wiecie co, wydaje mi się, że jesteśmy we Wrocławiu.- stwierdził Bekon.
-To chodźmy zobaczyć, jak kręcą Kiepskich.- podniecił się Kłapouchy.
-Dobra idziemy, bo nam nie dasz spokoju.
Zaczęli iść. Gdy dotarli na miejsce, zobaczyli, jak Ferdek Jełop Kiepski żłopie piwsko. Puchatek nerwowo nie wytrzymał:
-kur*a pojebie, dawaj to piwo.
Wyrwał piwo Ferdkowi i zaczął je pić. W tym momencie otoczyła ich ochrona:
-Spierdalać, bo skończycie w szpitalu.- powiedział jeden z bodygardów.
Tygryskowi puściły nerwy.
-Dobra, kur*a, sami tego chcieliście.
Wepchnął ich do mieszkania Żyda Paździocha i zamknął się z nimi w środku. Kumple wraz z Ferdkiem zaczęli się przysłuchiwać. Słychać było rozbijane szkło, upadające meble i lament Paździocha, że Tygrys demoluje mu mieszkanie (lament: kur*a przestań, wiesz, ile dałem za to piw? Tylko nie sznurem od żelazka! Odłóż ten telewizor! Aaa...). Potem słyszeli jakieś niepokojące jęki, więc Puchatek postanowił otworzyć drzwi. Widok był przerażający : wybite okna, kilka dziur w ścianie, dwóch ochroniarzy z połamanym kręgosłupem i sześciu z podciętymi żyłami, Paździoch z telewizorem na głowie i Tygrys rżnący właśnie jego żonę (tradycja- Tygrys nie ma gustu).
-Żebym ja tak mógł, ach.- pomyślał Królik.
-Dobra, Tygrys, kończ zabawę, mamy tu robotę.- powiedział Kuba wyciągając swojego gana i celując nim w Ferdka.
-Panowie to znaczy zwierzaki, kurde, dogadajmy się.- zaproponował Ferdziu.
-Dobra.- powiedział Kuba- Dawajcie wszystkie browary i całą kasę.
-No i dorzućcie nam tę no... kur*a jak jej tam ?! No Mariolkę.- powiedział Tygrys (udowadniając tym, że nie ma gustu).
-A po chuj ci taka brzydula!- zdziwił się Prosiaczek
-Dla Królika. Kiedy kupi Viagrę, żeby miał co pojebać.
-Wolę Kangurzycę.- zdenerwował się Królik.
-Dobra, kur*a , migiem.- powiedział lekko zdenerwowany Puchatek powolnością sterroryzowanej ekipy kręcącej ?Świat według Kiepskich?.- Ty, kur*a, Walduś ?Cycu?, dawaj mi kluczyki od swojego samochodu!
-Mmmmm... Mmmaaa... Mmmmassszzz.- wystękał przerażony Walduś.
-Babka, pokaż no ten wózek.- powiedział Kłapouchy, zwalając Babkę z wózka, nie okazując przy tym ani trochę człowieczeństwa, a raczej pokazując swój sadyzm w stosunku do ludzi starszych.
-Oddawaj mi wózek kanalio!- wycedziła przez zęby Babka.
-Ty suko!- zdenerwował się Kłapcio celując swoim obrzynem w jej głowę- Przeproś, kur*a, przeproś!- darł się na Babkę Kłapek- Nie przepraszasz, to giń dziwko!!!- wypowiadając te słowa nacisnął na spust i mózg Babki znalazł się na szybie, po czym zaczął powolutku się ześlizgiwać.
W tym czasie reszta brygady zamykała już bagażnik Mercedesa wypełnionego po brzegi piwem MOCNY FULL.
-Kłapouchy spierdalamy, ktoś z nich wezwał gliny!!!- krzyknął Kuba odpalając Merca.
-Dobra tylko się pożegnam.- po tych słowach Walduś i Ferdek poczuli twardość kolby obrzyna Kłapouchego na swych jajach.
-Dobra Królik zaraz będziemy w jakiejś aptece.-oznajmił Kuba- Ale najpierw zajebiemy tych gejów z Just 5!!!!
-Jakich gejów???- zapytał się Bekon.
-Tych co idą tu po ulicy, widzisz?- oświecił kumpla Puchatek.
Zaraz wybiegli z czarnego Merca i otoczyli pedałów.
-Pożyczcie, kur*a, na wino.- grzecznie poprosił Kuba.
-Ach ty brutalu, gdzie są twoje maniery?- zapytał z pedalskim akcentem Szadi.
-Nie wytrzymam!!!- rozdarł się Prosiaczek wyciągając wiernego uzi z kieszeni- Wyskakiwać, kur*a, z kasy i to już!!!
Zespół zaczął szukać gdzie by tu uciec, ale mieli pecha, bo dzielna brygada otoczyła ich idealnie. Nasi bohaterowie przewrócili pedałów i zaczęli ich kopać.
-Dobra są nieprzytomni, przeszukać.- wydał rozkaz Puchatek.
Znaleźli przy frajerach około 900 zetów, adres Krzysia, nagie zdjęcie Krzysia (u Szadiego) i numer sex-telefonu dla gejów.
-kur*a, ale będzie popijawa.-podniecił się Tygrys.
-Chłopaki ten skurwiel coś sobie wepchnął w gacie.- zaalarmował ich Królik.
-Ściągaj, kur*a, gacie.- powiedział wściekły Tygrys.
-Nie ma nic. Pewnie se wsadził do dupy.- zmartwił się Kłapek.
Prosiaczkowi na dobre puściły nerwy. Wsadził najgłębiej jak mógł swojego uizika Szadiemu do gardła, a ten biedny, spanikowany gej zesrał się ze strachu. Jego gówno składało się z około 30 kartoników LSD.
-Łał.- zawieśniaczył Bekon.- To chyba nowość LSD w czopkach.
-O kur*a ale będzie impreza!!!- Tygrys był niesamowicie podjarany.
-Dobra kończymy z nimi.- oznajmił Kuba.- Kula w łeb i do piachu.
Szadi przeraził się jeszcze bardziej.
-POMOCY!!!!!!!- rozdarł się spanikowany gej
-Ludzie, biją Dżastów!!!- krzyknął ktoś z przechodniów.
-Panowie spierdalamy!!!!- krzyknął Puchatek.
-Masz szczęście ty mały pedale.- powiedział Kłapek.
-Teraz odwiedź Krzysia ty pedale jeden!!- rzekł Bekon do Szadiego wpychając mu garść żyletek w dupę.
Po tym zajściu nasza brygada zaczęła dalej szukać apteki. Gdy jakąś znaleźli, zatrzymali samochód, wysiedli i weszli do budynku. Apteka była duża, to znaczy miała duże zapasy wszystkiego. Na szczęście nie było kolejki, więc nasi bohaterowie zaczęli zakupy.
-Poproszę cztery opakowania Viagry.- powiedział Królik.
-Tak, oczywiście, proszę.-sprzedawca położył Viagrę na ladzie.-Coś jeszcze?
-Nie to wszystko.
-200 złotych.
-kur*a co !? Ile!?- zapytał z niedowierzaniem Królik.
-200 złotych.- powtórzył aptekarz.
-kur*a, wiedziałem, że to będzie zły dzień.-powiedział Królik i już miał dawać sprzedawcy kasę, gdy Prosiaczek wpakował cały magazynek w pazernego aptekarza.
-Szybko do magazynu, musi mieć tego więcej.-powiedział Kuba- Aha, Tygrys opróżnij kasę fiskalną.
W magazynie przypadkiem natknęli się na około 300 literków spirytusu, 400 opakowań Viagry i kilka kilogramów LSD( oczywiście z przemytu ). Tygrys też miał szczęście, bo w kasie było 692 złote i 45 groszy. W parę minut opróżnili cały magazyn.
-Te ludzie, patrzcie tu są nawet kondony testowane dermatologicznie. -oznajmił kumplom Tygrys.
-To bierz i spierdalamy. - odszczekał mu Kuba.
-Ile? ? zapytał Tygrys.
-Chyba wszystkie, nie!!- zdenerwował się Kuba, wybiegając z kartonem spirytu.- Czekamy w samochodzie, pośpiesz się!!!
-Okej, już idę.
Tygrys spokojnie wszedł do auta i powiedział, nie kryjąc swojego podjarania:
-kur*a twojego brata zajebana mać, ale będzie impreza!!!
-Nikt z nas nie ma brata. ? odrzekł Prosiaczek.
-No to co. Powiedzieć se nie można?
-Zamknąć się, kur*a! ? zdenerwował się Kłapouchy.
Po tych słowach nikt nie zamierzał się odzywać, bo każdy się bał rozwścieczonego Kłapcia.
Wreszcie gdy dojechali, zaczęli rozładowywać cenny ładunek. Nie trwało to długo, gdyż po prostu każdy chciał już się najebać w trzy dupy. Pierwszy otworzył piwo Kuba.
-Ja pierdolę, to piwo jest jakieś dziwne, ono smakuje jak woda.
-Patrzcie to piwo jest bezalkoholowe!- zaalarmował Tygrys.
-kur*a mać, a tak się cieszyłem, że nareszcie się napierdolę za friko.- zmartwił się Prosiaczek.
-Na szczęście mamy jeszcze spirytus.- przypomniał Królik ? Aha, idziemy do Kangurzycy, bo mam ochotę dupczyć.
-Ty chciałbyś dupczyć? Przecież jesteś impotentem!- zaczął śmiać się z kolegi Tygrys.
-Czy tobie benzyna, spirytus, wino, piwo, butapren, denaturat, maryśka, faje, świerszczyki i inne przyjemności mózg zeżarły do reszty? Przecież mam Viagrę, pojebany pierdolcu!!!!
-Ołkej, kur*a, idziemy!- rozkazał Kuba- Ale weźmiemy ze sobą trochę spirytu.
Każdy z bohaterów wziął po litrze i zaczął pić. Po jakiejś godzinie, zaliczając wszystkie drzewa po drodze, dotarli do domku Kangurzycy.
-Otwierać, kur*a, w tej chwili!!! Bo jak nie to se sam otworzę i będzie bolało.- krzyknął Prosiak, wymachując swym chujem, do znajdującej się w środku Kangurzycy.
-Tak, tak, proszę.- wpuściła ich Kangurzyca- Mały spier*alaj na dwór się pobawić!!!
-Dobrze mamo.- odpowiedziało Maleństwo i poszło w kierunku domku Krzysia, gdyż od dawna niczego nie ssało ani nie lizało.
Królik, gdy zobaczył ową damę bez wahania zeżarł kilka opakowań na raz. A Kangurzyca w międzyczasie siadła na stole i rozkraczyła nogi.
-Nie wytrzymam!!! ?powiedział Bekon, po czym zaczął rżnąć Kangurzycę.
Robił to tak ostro i tak brutalnie, że nawet Tygrysek nie mógł wyjść z podziwu.
-kur*a, gdybym ja miał takiego wielkiego, to też bym tak robił. ? zaczął się podniecać Kuba.
-Ale nie masz, a tak nawiasem mówiąc to masz najmniejszego z nas wszystkich, no po za królikiem oczywiście. ? śmiał się z kolegi Tygrys.
W tym czasie dziwka miała już czwarty orgazm, a Prosiak jeszcze nie doszedł do jednego.
-Kończ już, kur*a, bo czuje, że mi staje ? uradował się Królik.
I rzeczywiście, jego chuj robił się coraz większy i twardszy, ale w pewnym momencie ? co dobre wszystko się kończy? i Królikowa pała tak nabrzmiała, że aż pękła.
-Aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!! kur*a pierdolona mać!!!!!! Aaaaaaaaaaa!!!!!! ? krzyczał z bólu Królik.
-Ha dobrze ci tak, nie trzeba było wpierdalać tyle Viagry!!! ? zaczęli się śmiać koledzy.
Jedynym, prawdziwym kolegą okazał się Kłapek, który rzucił Królikowi zastępczy środek przeciwbólowy ? spirytus. Niestety butelka była otwarta i cała zawartość wylała się na biednego sadomasozwierza.
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!! ? rozdarł się Królik po czym zemdlał.
Kuba nie tracąc czasu wezwał pana Sowę:
-Sowa, kur*a, masz 3 sekundy na zjawienie się w domku Kangurzycy, bo jak nie to pokażemy policji twoją wideotekę pornosów. Nooo... wiesz tych, gdzie są małe dzieci co ciągną ci druta ty nienasycony zboczeńcu!!!!
-Dobra, dobra już lecę.
Po chwili pan Sowa przyleciał i zaczął opatrywać rannego. Gdy skończył zaczął tradycyjne dochodzenie.
-Co tym razem zrobiliście Królikowi? Chyba wiecie, że mam już po dziurki w nosie naprawiania waszych rzezi dokonywanych na Króliku.
-Po pierwsze to nie twój zajebany interes, a po drugie, czy masz na myśli te dziurki, w które wczoraj Krzyś wkładał ci chuja, a ty stękałeś i mówiłeś żeby ci pchał głębiej??? ? zaczął najeżdżać na pana Sowę Kuba.
-Kurewscy podglądacze!!! Mam was w dupie!!!! ? powiedział Sowa i poleciał.
-Ja tam nie idę, bo ją wczoraj lizał Krzyś. ? odrzekł Bekon.
Teraz wszyscy skupili się na Króliku, który właśnie dochodził do siebie.
-Masz szczęście, że Sowa miał akurat chuja orangutana, to go przyszył.- poinformował przyjaciela Kłapouchy ? Nooo... i za jakieś parę dni będzie ci stawał.
-O.K. chłopaki chodźcie do mnie, mamy przecież trochę spirytu. Zrobimy sobie popijawę. ? oznajmił Kuba.
Po 25 minutach dotarli do domku Puchatka i zaczęli kolejną, wielodniową libację.
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:05, 27 Gru 2008    Temat postu:

- Booooli... - jęknął Puchatek. Chwilowo wolał nie otwierać oczu.
- Znaczy, że jeszcze żyjesz - wystękał Kłapouchy. Jego głos był dziwnie wygłuszony i miał metaliczny pogłos.
Kubuś zaryzykował uniesienie powiek. Kiedy podwójny obraz połączył mniej więcej w jeden, miś z wysiłkiem skoncentrował się na rejestrowaniu szczegółów otoczenia. Takich jak
Kłapouchy z łbem w wiadrze rzygowin, Tygrysek rozciągnięty na blacie beznogiego stołu kuchennego, Prosiaczek chrapiący w wypełnionym do połowy bełtami zlewozmywaku czy wreszcie, uśmiechający się błogo przez sen Królik, z którego dupy wystawała przepychaczka do klopa.
- ... i jeszcze jedną lewatywę, siostro... - mamrotał przez sen.
- Obudź się pierdolony długouchy ciotopedale! - nie wytrzymał Kubuś.
- O ranyyy! - wrzasnął Królik zrywając się na równe nogi. Rozejrzał się wokoło nieprzytomnym wzrokiem i usiadł na podłodze.
- Ćlumpf! - przepychaczka przyssała się do pokrytej sraczkowatym linoleum podłogi. Jej trzonek w całości zagłębił się w dupie długouchego.
- Ałakurwanendza!!! - wrzasnął królik. - Czy już zawsze będę się, kur*a, budził z jakimś badziewiem w dupsku?
- Zawsze - wyszczerzył zęby Puchatek. - Tak ładnie prosisz, żeby ci w nią coś wsadzić, zawsze kiedy wypijesz piąte wino. Pakować cię nie będziemy, bo my pieprzonymi ciotami nie jesteśmy, a po Krzysia nikomu nie chce się biegać. Zresztą on i tak woli być bierny. No więc pakujemy to, co jest pod ręką. Ciesz się, że to nie był pogrzebacz.
- Slurpp - pop! - rozległo się, gdy Królik ostrożnie podniósł się z podłogi zostawiając za sobą przepychaczkę.
Ten dzwięk obudził zanurzonego w zlewie Prosiaczka.
- Kurwaaa! Pomocy, topię się - zawołał miotając się w rzygowinach.
- Kurwaaa! Pomocy, spadam - wrzasnął obudzony jego krzykiem Tygrys.
- Kurwaaa! Pomocy, oślepłem - zadudnił w wiadrze głos Kłapoucha.
- Kurwaaa!!! Zamknąć parszywe ryje!!! - Puchatek odezwał się przytomnie. Tuż po przebudzeniu, zanim jeszcze przyjdzie kaczor, zawsze miał paru minutowy moment, w którym myślał logicznie i jasno. Mniej więcej do pierwszego klina. - Prosiak! Wcale się nie topisz.
Tygrys! Stół od poprzedniej biby nie ma nóg, więc nawet jak spadniesz z tych pięciu centymetrów, to się durny chuju nie potłuczesz. Kłapouch! Po prostu, kur*a nędza, wyjmij głowę z pierdolonego wiadra!
- Wybawco!!! - ryknęła wdzięczna trójka kompanów.
- Ale ja sobie tą przepychaczkę zapamiętam - warczał pod nosem niezadowolony Królik. -
Pedzia będą ze mnie robić, skurwysyny niedorobione...
Szybko okazało się, że do picia w domku Puchatka zostało już tylko paskudne bezalkoholowe piwo "Mocny Full (rekwizyt filmowy)". Ale w gardle kołek, co począć - ekipa postanowiła udać się do sklepu Baba Jagi(tm).
- Whassup, Chuju! - przywitał się serdecznie Prosiak.
- Whassuuup! - Baba Jaga(tm), znany również pod pseudonimem artystycznym "Chuj" wywalił język na brodę.
- Dwie zgrzewy "Classica", tylko kur*a szybko, bo suszy jak skurwysyn.
- A kasa jest? - zaniepokoił się Chuj.
- Kłapciu, ile nam zostało? - spytał niechętnie Kubuś.
- 1014zł i 28 groszy.
- Zajebiście!!!
- W tym 1000zł w banknocie z kopernikiem.
- kur*a, debilu, po chuj nosisz ten stary papier??? Wkurwiasz mnie, wiesz!?! - zirytował się Prosiaczek.
- Chcesz wyjść? - Kłapouchy posłał mu swój słynny uśmiech "jeśli - szukasz - kogoś - kto - nakarmi - cię - twoimi - własnymi - jajcami - to - znalazłeś".
- Dobra, kur*a, co się denerwujesz. To przez kaczora, taki drażliwy się robisz - Prosiakowi wyraźnie zrzedła mina.
- Ej, panowie, nie starczy wam na dwie zgrzewy - przerwał pogawędkę Chuj. - Tu nie hipermarket, tu są, kur*a, prawdziwe polskie ceny! Jak chcecie się nachlać za pół darmo to... - nie dokończył. Wierny bejsbol Kubusia posłał go na podłogę.
- ... idźcie do hipermarketu - dokończył za niego miś, wyszczerzając się z satysfakcją.
- No to idziemy! - zadecydował podjarany Prosiak.
- Ale najpierw winko na drogę - stwierdził Tygrys łapiąc kilka flaszek "Classica". Rozdawszy je kumplom, wlazł na ladę, wypiął dupę i bez ceregieli zesrał się na zmasakrowanego Baba Jagę(tm).
- A tobie, kur*a, co odpierdoliło?
- Nie wiecie chłopaki? - zdziwił się Tygrys. - Kto wypina, tego wina. Znamy się z chujem tyle czasu, że nie możemy go tak po prostu okraść. To byłoby chamskie. Jeszcze cofnął by nam zniżkę...
Nasza ekipa wytoczyła się rechocząc z leśnego sklepiku, i skierowała swe nierówne, poplątane kroki w stronę hipermarketu Kalafiur, który pedalskie francuziki wybudowały na skraju lasu.
Pierwszą przeszkodą, jaką napotkali na miejscu okazał się system racjonowania wózków.
Wszystkie stały poprzyczepiane do siebie łańcuchami, tak, żeby przemiłe starsze panie spędzały całe godziny, zastanawiając się, jak je rozłączyć. Przecież gdyby wystarczyło włożyć do wózka monetę, tak jak było napisane na ścianie, to byłoby stanowczo za łatwo. O nie, starsze panie za punkt honoru stawiają sobie obejście tego zabezpieczenia. Na swoje nieszczęście nasza dzielna drużyna, trafiła na jedną z tych wózkowych hackerek - emerytek.
- Szybciej, pierdolona jędzo! - już po minucie czekania zirytował się prosiaczek.
- Zamknij dziób, kurduplu - sfrustrowana niepowodzeniami na polu wózkowego hackerstwa emerytka, najwyraźniej złapała agresora. - Jak zarobisz w ryj laską, to się oduczysz pyskować starszym.
Jednak wykonana z nierdzewnej stali laska nie dosięgła głowy prosiaczka. W locie przechwycił ją Królik, i zdzieliwszy jędzę w ryj, zaczął udowadniać, że bawi go także, kiedy kto inny ma coś wetknięte w dupę. Przedtem jednak palnikiem acetylenowym, który na wszelki wypadek zawsze miał pod ręką, rozgrzał do czerwoności jeden koniec laski.
- Ładnie żeś ją załatwił - cmoknął z uznaniem Puchatek. - Tylko, dlaczego wsadziłeś jej ten nierozgrzany koniec?
- Żeby za ten rozgrzany koniec nie mogła złapać i jej wyciągnąć - odparł szczerząc się Królik.
- Ty to chyba osobiście masz coś do starych jędz? - zagadnął Kłapouchy.
- Wiesz, jaką zajebiście wielką mam rodzinę? Jakbyś miał 172 stare ciotki, też byś to miał - odparł przez zaciśnięte zęby Królik, odcinając palnikiem łańcuch przytrzymujący wózek.
Już po chwili cała ekipa wparadowała do środka Kalafiura. To jest wjechała, zaprzężonym w
Kłapoucha wózkiem.
- Wio!!! - darł się na całe gardło Prosiak.
- Spierdalać, teraz moja kolej! - zaprotestował osioł.
- Wio, powiedziałem, niedorobiony ośle!
- Chcesz wyjść???
- No dobra, co się kur*a irytujesz??? Już wysiadamy.
Kłapouchy usadowił się w wózku.
- Naaaaprzód! Do stoiska z wódą! - zakomenderował.
Pozostali przyjaciele z wysiłkiem rozpędzili wózek.
- I raaaz! - krzyknęli puszczając go w stronę piramidy puszek piwa "Hyskie" 2.10zł/05l.
- PIERDUDUDUDududududu!!!... - rozległo się w całym sklepie.
- PRACOWNIK DZIAŁU SPOŻYWCZEGO PROSZONY DO STOISKA Z ALKOHOLEM!
- rozległo się w całym sklepie.
- Jak się wygrzebię, spod tej sterty puszek, to was wszystkich rozjebię - rozległo się w całym
sklepie.
Kłapouchy nie miał jednak dotrzymać tej obietnicy. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, gdy wstawił głowę ponad stertę puszek były wrotki. We wrotkach umieszczone były długie nogi zakończone zgrabnym tyłeczkiem w białych majteczkach ledwie osłoniętych króciutką, czerwoną spódniczką. Kłapouchego zaswędziało. A nie był to wcale jeszcze koniec atrakcji. Powyżej znajdowały się dwa urocze cycki, na których kołysał się identyfikator "Pracowniczka Hipermarketu Kalafiur - Marzena". Kłapouchy, skuszony tym widokiem, spojrzał jeszcze wyżej. Niepotrzebnie. "Taka laska, a zamiast twarzy reklama cyrku" - pomyślał. "Nic to, flagę na twarz i ..."
- Avantiiii!!! - Kłapouchy wydał z siebie okrzyk bojowo - godowy, rzucając się na dziewczynę.
Wprawnym ruchem zdarł jej bluzkę, drugą rękę zapuszczając do majtek. Nim przyjaciele dotarli na miejsce zdarzenia, zdążył wziąć Marzenę opierając ją o regał z fistaszkami. W międzyczasie reszta zajęła się pakowaniem do wózka, wszystkiego najprocentowszego. Tylko Prosiaczek, który co chwila zrzucał z półek jakieś butelki swoją sterczącą pytą, został oddelegowany do Marzeny.
- kur*a, co robisz durny Bekonie?!? - wściekł się Tygrys. - Jak tak nie możesz wytrzymać, to idź zmienić Kłapoucha. Zmęczył się już, więc teraz ty możesz przepchać szparkę tej siksie! Prosiakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
- AAAAAAaaaaaaach!!! - rozległo się w całym sklepie.
- Słyszałeś - skomentował Kubuś sięgając po litrową Łódkę-Bolls - już się za nią wziął.
- A czujesz ten zapach? - zagadnął Tygrys chwytając tequilę.
- Acha...
- Palona guma, skubaniec założył prezerwatywę.
Po mniej więcej pół godzinie ekipa była gotowa do wyjścia. Tygrysek, Puchatek i Królik udali się w kierunku kasy mozolnie popychając załadowany wózek. Kłapouchy i Tygrysek udali się w tym samym kierunku, nie mniej mozolnie popychając, nie mniej załadowaną Marzenę.
- Kto z państwa płaci? - burknęła kasjerka.
- Marzena! - wykrzyknęli razem.
I tak, nasza dzielna brygada zdobyła alkohol i dupę na wieczorną imprezę. A po wypiciu koszyka zacnych trunków, twarz Marzeny wydała im się całkiem znośna. Dmuchali ją sobie na wszyscy zmianę, z wyjątkiem Królika, który po kilku głębszych poszedł szukać przepychaczki do klopa...
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:05, 27 Gru 2008    Temat postu:

Nad stumilowym lasem budził się piękny i słoneczny styczniowy dzień.
- Ja pierkurwadolę! Znowu leje - skomentował pogodę wracający do życia Puchatek.
- Pić! - dodał.
- Farby! - darł się Kłapouchy wypuszczając z objęć kibel.
- Ja ci kur*a dam farby! Klina ci trza chuju jeden! - uciął Tygrysek, wyciągając spod zlewu specjalnie tam przez niego schowane "na rano" flaszki z japcokiem - Co my tu mamy? - oblizał się Tygrysek - ARIZONA, moje życie! Chłopaki, wstawać kur*a! Jebiemy po flaszeczce.
Po jednej, było jeszcze po jednej. Po trzecią kolejkę pod zlew wyprawił się Prosiaczek. Wlazł do szafki i zginął.
- Dawaj wino cholerny Bekonie! - zniecierpliwił się Kłapouchy - Słyszysz różowy skurwysynu? Czy może mam tam wleźć i ci pomóc?
- Ale... ale tu już nic nie ma! - desperacja w głosie Prosiaczka podpowiedziała przyjaciołom, że mówił prawdę. Wszystkim zajrzało w oczy widmo utraty sensowności tak mile rozpoczętego dnia.
- Do Babajagi! - Królik nigdy nie tracił zimnej krwi - zrzuta chamy!
Po paru chwilach wszyscy raźno popierdalali na Piwną Górkę, gdzie od dawien dawna stała na koguciej nóżce chatka Babajagi, vel Konstantynopolitańczykowianeczkitrzy, w skrócie zwanej chujem. Był to przybytek tak lubiany jak i niezbędny. Babajaga produkowała zawsze nieziemski, wręcz zajebisty specyjał - HERACLES - Classic Płońsk Aperitif. Ostatnio dołączyła do niego nowa marka ARIZONA - Mix, która od razu przypadła do gustu naszej brygadzie.
- Hej, Babajaga! To my! Szykuj flaszki, albo ci ten domek rozjebiemy! - Kłapouchy zawsze lubił ciepłe, przyjacielskie powitania - słyszałaś, ty obleśna zapiździała kurwo?
Tygrysek wszedł pierwszy i rzeczowo rzucił - Dwie zgrzewki Arizonki! Ino rys! - po czym odwrócił się do kumpli - jakieś plany na tak pięknie rozpoczęty dzień?
- Te, Babajaga! Co z tym winem? kur*a! Przecież nas suszy!
Dopiero Prosiaczek wykazał się spostrzegawczością - Ej, co jest do chuja mamy? Gdzie ta głupia dupa? Widzieliście ją dziś wogóle?
- Ja tu widzę niezły burdel! - skomentował Puchatek, obchodząc wokół sklep - Ni chuja. Znikła. Ale, ale, tu jest siakaś kartka!
- Dawaj! - wrzasnął Królik - Co? Co to kur*a ma znaczyć? Nie moszna tak se w chuja walić ze stałymi klientami!
Podniósł się zajebisty rwetes, bo każdy chciał zobaczyć kartkę. Królik padł ze złamanym nosem, a Tygrysek zaczął na głos czytać: "Zdupczyła się aparatura do produkcji wina. Wyjeżdżam po części! Zostawiam wam ostatnie dwa sześciopaki Arizony. Wrócę za ok. dziesięć dni. Babajaga."
- Ja pierkurwadolę po dwa-jebane-kroć! - sapnął Puchatek, po czym zemdlony padł na podłogę jak jakieś cholerne ścierwo.
- Dziesięć dni! Dziesięć jebanych dni! Bez alkoholu! - Prosiaczkowi łamał się głos - my tego nie przeżyjemy. No fakin czens!
- Może nie przeżyjemy, ale najpierw coś rozpierdolimy! Poza tym, mamy jeszcze kwasik! Może gdzieś kur*a wygrzebię jakieś zapomniane pudełko chujowego butaprenu!
- Tygrysku, proszę. Chociaż raz nie bądź takim przemądrzałym skurwysynem! Kwasik to nie wszystko! Nie samym kwasem człowiek żyje, a japcokiem kur*a tak! - uciął te puste dywagacje Królik - ale coś rozjebać, no, no to jest zawsze wyjściowo. Chodźcie do tej pipy Krzysia. Jak mu spuścimy porządny wpierdol, to nam się może i myśli rozjaśnią.
Po tych słowach wszyscy rozbiegli się w swoją stronę. Oczywiście najpierw opierdolili te dwa marne sześciopaki Arizonki i umówili się o rzut beretem od domku pipy. Ostatni przybył Tygrys.
- Sory bojz żeśta na mnie czekali, ale ja bez kwasika nie umiem tej mojej giwery obsłużyć. Mam też dla was, zarzućcie po jednym, może choć na chwilę zapomnimy o naszym smutnym losie!
Już po chwili rzucili się na domek, tratując pedalski płotek i wrzeszcząc na przemian "DOOM" i "Kil dis faken gej!". Krzyś chciał się schować do lodówki, ale ni chuja! Sprytny Królik go tam wyczaił i wyciągnął na środek pokoju.
- Ściągaj gacie! - wołał Kłapouchy - wsadzę mój obrzyn w te twoją niedopierdoloną pedalską żyć! Ściągaj mówię!
- Nie, Kłapouszku, nie możesz mu tego zrobić! - zapiszczał nie wiedzieć czemu Królik.
- Siat da fak ap! Wsadzę mu tego obrzyna w dupę! Niech chuj popamięta, że jak nie ma co pić, to jezdem zajebiście wkurwiony!
- Ależ nie, nie. Wsadzimy mu. Ale nie obrzyn - Królik uśmiechał się obleśnie coś za sobą chowając - wsadzimy pipie to!
- Ja pierdolę. Królik, ty to masz łeb! - Tygrysowi oczy wprost świeciły z radości, a na dodatek źrenice miał jak pięciozłotówki - Jebaj go, jebaj.
Królik powoli wyciągnął TO zza pleców. Trudno opisać te kurewsko głośne wrzaski, które brygada wydała zobaczywszy TO, co Tygrys przed momentem.
- Królik, ty chuju, skądś wytrzasnął taki piękny kompresor Karchera? - Kłapouchy był wniebowzięty - Dawaj mu go w dupala! Prosiak, odpalaj silnik! Puchatek, wsadź mu koniec w dupę i pilnuj ciśnienia! No, panowie, cztery atmosfery chyba wystarczą, co? Dajemy!
Wrrrrr zawył silnik. Sssss zasyczało. Nieeee wrzeszczał Krzyś, ale radość była taka, że przyjaciele nie słyszeli tych hałasów. Krzyś skręcał się i puchnął, aż w pewnym momencie wyrzygał śniadanie. Potem wysrał gębą wczorajszą kolację, obiad, i przedwczorajszy obiad...
- Hurra! - darł się Tygrysek - to się nazywa kogoś wydymać!!! Ale wiecie co, chłopaki, mnie się od początku wydawało, że on powinien srać tą swoją pojebana mordą. Dupę ma przecież dla gości...
- Ja pierdolę, je pierkurwadolę... - stękał z radości Puchatek - Hej, Prosiak! Wyłącz to kur*a, bo nam Pipa pierdolnie! Musi być w jednym kawałku na następny raz!
Tym razem Krzyś miał szczęście. A może jednak pecha? Tymczasem Królik znalazł w pokoju Pipy zestaw "Mały Chemik" i wpadł na genialny pomysł: - Hej, kutasy wy moje! Europa! Odkryłem! Veni vidi vyczaiłem! Przecież to prawie takie, jak to na czym Babajaga robi wino! Upędzimy bimbru! Nie umrzemy! - Po czym wszyscy zgodnie popierdalali do domku Królika, mącić wynalazki.
- Te, kur*a, Królik długo jeszcze - żalił się trzeciego dnia Tygrysek - Ja już ciągnę na resztkach butaprenu, chłopaki w akcie desperacji wlewają w siebie to pierdolone borygo. Mnie jest już chujowo! Ja chcę pić! Słyszysz, ty jebany w dupę leszczu? Gdzie ten kurewski bimber?
Nagle z zewnątrz dobiegł gang silnika Harleya, po czym ucichł. Chłopaki już powyciągali giwery, żeby grzecznie powiedzieć gościowi co by spierdalał, bo jak nie, to go nabiją na pal, zgwałcą mu córkę, zjedzą żonę i spalą dom, gdy w drzwiach stanął jakiś duży facio i powiedział: - Haj, aj'm Zed.
- Jaka kur*a zebra? - Kłapouchy nie był już w najlepszej formie. Dopalał ostatki grasu jaki wygrzebał po szufladach i posiłkował się w tym zieloną herbatą - To nie jest żadne chujowe zoo! Widzisz tu kutasie siakieś zwierzęta?
Tymczasem facio wyciągnął zajebiście dużą flachę łyski i z uśmiechem spytał - Aj fołt samłer hir łoz to bi e party? Ejnt' it?
Tego było dla kolegów za wiele. Rzucili się na flachę jak jacyś naćpani, pokurwieni alkoholicy, co to im fabryczkę jaboli zamkli.
- Ja pierdolę! Prawdziwa wóda!
- Dawaj, skurwysynu, ja pierwszy!
- Nie, ja!!!
Tymczasem Królik najspokojniej w świecie skończył warzyć bimber i porozlewał go do flaszek. Ot, tak po litrze na mordę. Wlazł do pokoju w samą porę, bo łyski już "pękła" a i nastroje były zajebiste, wszyscy załapali właśnie smaki.
- Dawaj kur*a Królik ten twój eliksir!
- Ejże - zaniepokoił się Królik - co to za kutas pierdolnął dupsko w moim fotelu?
- Nie wiem, nie znam go! - wrzasnął Prosiaczek - Ale kolo miał wódę, to musi być zajebisty gość! Dawaj ten bimber, albo ci zrobimy hot-doga z twojego chuja i każemy zjeść! - Sprawa była poważna, bo Bekon już wyciągał uzi zza paska.
Ach, jaka to była impreza... Kłapouchy skakał z lampy do miednicy z wodą i mówił że jest "baletkurrrwammisstrzemm z pieeerrrdolonej rewii na ssmmalcu". Tygrys wyczaił w kieszeni jeszcze dwa kartoniki z jego ulubioną przyprawą i dostał zajebistego tripa... Szkoda tylko, że Kubuś z Królikiem wmówili mu, że jak nie zwali konia ze dwadzieścia razy pod rząd, to mu jaja z przepełnienia pękną. A Prosiaczek, tak mu się zachciało dupczyć, że latał po domu bez spodni i wrzeszczał "w pipu, w pizdu, no chociaż w paszczu!", dopóki nie włożył chuja w wyżymaczkę od pralki typu "Frania", co spowodowało u niego chwilowy zanik wizji i fonii. A Kubuś z Królikiem zorganizowali zawody w rzyganiu na czas i odległość. Rzygali od stołu, aż do trzeciej rano. Padło kilka falstartów, więc się i objedli, ale było zajebiście.
A rano, no cóż, rano wstali i obejrzeli Teleexpres (kultura musi być i chuj - jak powiedział Tygrys), Zeda już nie było, a wszystkim jakoś nogi nie chciały się zejść razem i mieli dziwne uczucie, jakby im kto z dupy zrobił jesień średniowiecza...
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:05, 27 Gru 2008    Temat postu:

Był piękny letni poranek. Królik zapukał do drzwi Puchatka. Pukał tak przez dłuższy czas, bowiem brygada leżała wewnątrz zalana w trupa po wczorajszej libacji. Królik jako jedyny nie pił, ponieważ pękł mu wrzód na żołądku i musiał iść wcześnie do domu zażyć lekarstwo.
Wreszcie z domku dobiegły dziwne stękania i łoskot walących się mebli.
- Kiego chuja mnie budzą w środku nocy - Puchatek na kacu był cokolwiek agresywny.
- Odjebało ci ? Jest 9:00, jaka noc ? - Królik starał się wyprowadzić z błędu Kubusia.
- Co mi tu kur*a pierdolisz zającu, przecież jest ciemno !!! - Wrzasnął Kubuś
- Ciemno ci bo chlałeś metyl buraku - odparł Królik - I nie nazywaj mnie więcej zającem !!!!!
- Wal się na ryj - mruknął Kubuś i wszedł do środka. Królik wszedł za nim i w jego nozdrza uderzył trudny do opisania odór niemytych ciał, pawiów i innych ekskrementów.
- Mógłbyś tu posprzątać - rzucił Królik.
- Stul pysk !!!! Porządny się znalazł, w mordę go i kijem !!! - Puchatek był już nieźle wkurzony. Królik się wycofywał w stronę drzwi, bo Kubuś drżącymi rękami szukał po omacku kija od bejsbola, gdy nagle potknął się o śpiącego Prosiaczka.
- O kur*a !!!! - wrzasnął Królik i wyjebał się do tyłu jak długi.
- O kur*a !!!! - wrzasnął Prosiaczek którem Królik nadepnął na ryjek.
- O kur*a !!!! - wrzasnął Tygrysek, któremu Prosiaczek zasadził kopa w jajca, zupełnie zresztą niechcący.
Tymczasem zdezorientowany Kubuś, któremu metylowa ćma jeszcze nie do końca przeszła, odpuścił sobie szukanie kija i usiadł na czymś miękkim.
- spier*alaj z mojego grzbietu !!! - ryknął Kłapouchy i jednym wierzgnięciem pozbył się Puchatka.
Szykowała się mała wojna domowa, bo każdy był wkurwiony na kogoś innego z brygady, gdy wtem dało się słyszeć głośne UMPS-UMPS-UMPS.
- Tylko mnie tak łupie we łbie, czy was też ? - zapytał rzeczowo Tygrysek.
- Nie ma co, trzeba to zbadać - powiedział Kłapouchy i gromada ruszyła do wyjścia. Puchatek szedł niepewnie, ale efekt metylowy zaczął powoli mijać.
Na dworze świeciło słoneczko i ćwierkały ptaszki. Tygrysek podniósł spory kamień i przypierdolił w gęstą koronę drzewa, skąd po chwili wyleciały oburzone jaskółki.
- Jak nie zamkniecie tych głupich ryjów to was kur*a powybijam - rzucił przez zęby na odchodne.
Odgłosy UMPS UMPS były coraz wyraźniejsze i niebawem nasza grupka ujrzała dwa ospojlerowane maluchy z których dochodziła głośna dresiarska muzyka. Przy samochodach stali czterej dresiarze. Dwóch z nich wyjęło torebki z białym proszkiem, a pozostali łuszczyli kasę z kieszeni dresów.
- Panowie, jeśli oczy mnie nie mylą to oni mają LSD - kwiknął podniecony Prosiaczek.
- Ale towaru... starczy na cały tydzień - grzał się Puchatek któremu powrócił już wzrok.
- Nie możemy tego tak zostawić, hej szble w dłoń, hajda na wroga !!!! - ryknął Kłapouchy i ruszył z krzaków, a za nim cała banda. Szybko otoczyli dresiarzy. Tygrysek w bojowym nastroju wybił tylną szybę w maluchu i wyszarpnął półkę.
- Co kur*a, myzyka ci cwelu przeszkadza ? - zapytał jeden z dresiarzy.
- Jak ty kur*a odzywasz do mojego przyjaciela ? - Puchatek zaszedł drecha od tyłu i walnął z całej siły bejsbolem w zgięcie kolan. Dresiarz upadł na kolana i tak już został.
- O wy skurwysyny... - dwóch pozostałych dresiarzy wyciągnęło paralizatory a trzeci sprężynowy nóż z bazaru.
- I co teraz chujki ? - zapytał ten w dresie Odadis.
- Gówno, pierdolony bezmózgu, giń !!!! - Kłapouchy wsadził mu w dupę lufę od obrzyna i pociągnął za spust. Reszta brygady powyciągała broń. dresiarzom opadły szczęki i potulnie rzucili paralizatory na ziemię.
- Dawać kur*a LSD !!! Dawać bo was kurwy w paski rozpierdolę !!! - Kłapouchy wpadł w szał, jego pysk pokryła piana, biegał z obrzynem i strzelał dresiarzom nad uchem.
- Spokojnie Kłapciu, bo ze strachu nie mogą się ruszyć - Prosiaczek był pragmatykiem. - No ruszać się cwele, wyskakiwać z towaru !!!
- Jeszcze tu kur*a wrócimy... - zapiszczał ten w dresie RedBook?a i zamilkł trafiony bejsbolem Puchatka.
Brygada sprawnie obszukała spętanych i zakneblowanych drechów. Łupem padło 25 kartoników z LSD z wizerunkiem Kota Grubego Freda, 6 działek amfetaminy wątpliwej jakości oraz 1234zł i 36gr którymi dresy miały zapłacić za towar swoim kumplom.
- Hej guys, łi ricz - zawieśniaczył Tygrysek
- Ummmpf... Ummmpfff... powiedział zakneblowany dresiarz. Jego wzrok obiecywał krwawą zemstę.
- Co się chuju gapisz ? - but Tygryska zmiażdzył mu jajca. Dresiarz zamilkł i wił się na ziemi.
- Panowie - odezwał się niespodziewanie Królik - nie można tu ich tak zostawić, zaśmiecają las...
- No to co z nimi zrobimy ? - zapytał Prosiaczek. - Zakopiemy ich w ogródku królika ?
- Nie zmieszczą się, a poza tym moj ogrodek to nie miejsce dla dresiarzy. Mam pomysł...
- Jaki ???? - wykrzyknęła chórem brygada ,bo Królik nie wykazywał się pomysłowością.
- Ponieważ ta amfetamina wygląda podejrzanie, naszprycujmy nią tego cwela co został w jednym kawałku, załadujmy reszte do malucha i niech spier*alają. Jak się rozbiją to będzie wyglądało na wypadek, a strata mała. Poza tym rozpęta się kampania przeciw dresiarstwu i więcej tu tacy nie przyjadą... Brygada uznała że to świetny pomysł, dwóch dresiarzy znalazło się na tylnej kanapie malucha, szczątki tego którego rozjebał Kłapouchy poszły do bagażnika, a ten co się najlepiej trzymał został przywiązany do drzewa.
- Stój spokojnie, nie ruszaj się, to nie będzie bolało... - Puchatek z wrednym uśmiechem sypał do reklamówki zawartość sześciu torebek amfy.
- Nieeee ja nie chcę !!!! Maaaaaaaamoooooo - darł się dresiarz
- stul ryja - powiedział z uroczym uśmiechem Tygrysek, po czym wprawnie założył mu na głowę reklamówkę i zawiązał sznurek na szyi.
- Dwie minuty - powiedział Królik.
Po minucie dresiarz przestał się szarpać. Po kolejnej minucie brygada odwiązała bezmózga od drzewa i wsadziła do samochodu. Dresiarzowi zaczęła wracać przytomność. Brygada zaczęła go wprowadzać w nastrój:
- Aaaa kur*a jakie wielkie pszczoły !!!! Uciekajmy !!!! - darł się Królik.
- Atakują nas, atakują... !!!!! - ryczał Kłapouchy
- Spierdalajcie stąd, bo was zjedzą !!!! - piszczał Prosiaczek zataczając się ze śmiechu.
- RATUJCIE DRESY !!!!!! - wrzasnął Puchatek. To podziałało. Przerażony dresiarz odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Przez chwilę było widać jak jedzie zygzakiem, po czym zniknął na wzniesieniem.
- OK jeden wrzód z dupy mniej - Królik zatarł łapki. - A teraz może byśmy....
JEEEEEBUUUUUUUUUUUUUDDUUUUUUUUUUU !!!!!!!!!
Nad wzniesieniem pojawił się ognisty grzybek.
- O kur*a... ale fajny grzyb - powiedział Kłapouchy.
- Olać tych cweli, najważniejsze że mamy kasę, dragi i... samochód !!!!
Po chwili brygada siedziała w drugim maluchu. Za kierownicą usiadł Puchatek.
- W drogę, do Baba Jagi (tm), od tego klepania dresiarstwa suszy mnie w gardle, a zresztą już 10:30 i pora na małe conieco. BabaJaga(tm) wyszła przed domek zaniepokojona odgłosem malucha.
- Oooo co to to nie, wypierdalać dresiarze jebani, nie sprzedam wam mojego wina !!! - krzyknęła BabaJaga(tm) na widok dresiarskiego malucha.
- Nie pierdol tylko dawaj wińsko stara ruro ! - krzyknął Prosiaczek niezbyt grzecznie.
- O nie, moje wino nie jest dla dresiarzy... - zaczęła niepewnie BabaJaga(tm).
- Pokurwiło cię ? Ze stadem chujów się na łeb zamieniłaś ? Przecież my nie jesteśmy zadnymi jebanymi dresiarzami, a furę zajebaliśmy jakimś cwelom !!!! - sprostował Tygrysek.
- Aaaaa..... bo... no, tego... te paski mnie zmyliły... - jąkała się BabaJaga(tm)
- Nie pierdol tylko dawaj wino, trzy skrzynki, jadziem na piknik nad rzeczkę !!! - piszczał podniecony Prosiaczek.
- A macie pieniądze ? Bo wiecie, kredyt umarł, kryzys żyje - kto nie płaci ten nie pije... - zapytała podejrzliwie BabaJaga(tm)
- Jak za 3 minuty nie przyniesiesz wina to... - Kłapouchy nie dokończył, bo BabaJagi(tm) juz nie było. Po chwili brygada pakowała wińsko do malucha. Tygrysek zapłacił za wino i nawet dorzucił 50 groszy tytułem napiwku. BabaJaga(tm) zniknęła na chwilę w domku i po chwili wyszła z butlą pod pachą.
- To dla was, za to że jesteście stałymi klientami. - podała Tygryskowi butelkę.
- Stolicznaja... Oryginalna ruska wóda... no, no dzięki BabaJago... - Tygrysek był szczerze wzruszony.
Po godzinie ekipa dojechała nad rzeczkę w okolicę mostku. Puchatek nie zapanował nad kierownicą i wpierdolił się maluchem w krzaki. Wyskoczył stamtąd goły Krzyś i Pan Sowa.
- Ej ciota, wypierdalaj mi stąd bo ci zrobię porodówkę kijem od szczotki !!! - huknął Tygrysem wysiadając z samochodu.
- No co... my tylko... - zaczął Pan Sowa
- Co tylko pedofilu pierdolony ? Idź ruchać gdzie indziej, pod lasem otworzyli właśnie nową podstawówkę - powiedział Prosiaczek z obleśnym uśmiechem.
- Taaak ? O rety, nie wiedziałem o tym, pa Krzysiu, zadzwoń do mnie jutro wieczorkiem ! - To rzekłszy Pan Sowa odfrunął w kierunku nowej podstawówki.
- A co do ciebie mały pedałku... - powiedział Kłapouchy do Krzysia - spróbuj tego !!! - i wierzgnięciem wrzucił Krzysia do rzeczki. Krzysia wyłowiła potem straż pożarna jakieś 20 km dalej ledwie żywego.
- No brygada, to możemy chlać. teren czysty ! - powiedział Tygrysek i ekipa zabrała się do spożywania Alkoholu. Na rozruch poszła Stolicznaja, a potem standardowo Heracles- Classic Płońsk Aperitiff. Po kilku godzinach przyjaciele byli kompletnie najebani. Puchatek z Kłapouchym poszli na most pobawić się w grę Czyj_Bełt_Szybciej_Wypłynie_Z_Drugiej_Strony, Prosiaczek leżał na trawie na plecach i robił ?wieloryba? czyli żygał w górę, a Tygrysek próbował z pijackim uporem uruchomić malucha. Pod wieczór gdy wszyscy trochę wytrzeźwieli postanowili wrócić do domu. Zapakowali się do samochodu.
- No rusz się ty do kurwy nędzy chuju na kaczych nogach - powiedział do samochodu Tygrysek i zajebał łapą w deskę rozdzielczą. Niespodziewanie włączyło się radio.
?... dziś w wypadku drogowym zginęło czterech młodych ludzi, ich samochód wpadł na drzewo, kierowca był najprawdopodobniej pod wpływem alkoholu...? Trach !!!!! Kłapouchy wyłączył radio kolbą obrzyna.
- Co oni pierdolą, jaki alkohol, on był naćpany, przekroczył trzy razy dawkę śmiertelną amfetaminy, a oni takie głupoty pierdolą !!! - złościł się Kłapouchy.
- Zamknijcie się bo w życiu nie ruszymy ! - krzyknął Tygrysek. - Wysiadać i pchać !
Po kilku minutach pchania okazało się że nie ma benzyny, więc nasi bohaterowie podpalili samochód i porzucili go w lesie. Do domu mieli bardzo daleko, ale na szczęście mieli ze sobą energetyczne kartoniki z LSD które zabrali dresiarzom, więc późnym wieczorem dotarli do domku BabyJagi(tm) do której przyszli po nowy zapas Heraclesa. Ponieważ BabaJaga(tm) usiłowała protestować z uwagi na późną godzinę, Puchatek szturchnięciem kija bejsbolowego w żebra dał jasno do zrozumienia że dla stałych klientów nie ma czegoś takiego jak późna pora.
Zaopatrzeni w zapas taniego wińska ruszyli do domku Królika, bo u Puchatka nie dało się wytrzymać od smrodu, i pili do samego rana
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:06, 27 Gru 2008    Temat postu:

Teksty PsycholodzyFeministki
Zbliżało się piękne majowe południe. Wiosenny żar lał się z bezchmurnego nieba i nawet jeden listek nie drgnął na drzewach Stumilowego Lasu. Kłapouchy, Tygrysek, Królik i Prosiaczek w cieniu rozłożystego dębu kończyli właśnie pierwszy czteropak BYX-ów SUPER POWER STRONG, rewelacyjnego odkrycia ostatniego sezonu, gdy na horyzoncie pojawił się Prosiaczek.
- Sie macie defty - zagadnął.
- Cze Prosiak - leniwie odpowiedział Puchatek.
- Daj który ściągnąć wira, bo od tego kurewskiego upału robią mi się mroczki przed gałami...
- Hir ju ar- Królik podał prawie opróżnioną butelkę boskiego nektaru.
- O ja pierdolę, coraz więcej dodają siary do tego gówna - zabulgotał Prosiaczek łapczywie przelewając zawartość flaszki do gardła.
- Ty tu, kur*a nie rezonuj - napomniał go Tygrysek - Królik musiał zastawić drugą nerkę w Zakładzie Patologii Społecznej, by była kasiuta na śniadanie. Ta bicz Babajaga nie chce kopsać towaru na krechę.
- O faken, ty Królik niedługo będziesz cały z długów - zaśmiał się wieśniacko Prosiaczek.
- Dobra piździelce, kasa się zara skończy, a do wieczora daleko - odpalił Królik i cała brygada popadła w ponure milczenie.
- Zerżnąłbym jakiś towar - nagle oświadczył Kłapouchy - chodzę tak napalony, że przeleciałbym nawet Zombie-gófera, gdybym pamiętał gdzie go zakopaliśmy. Co się tak kur*a gapicie? Żartuję ofkors, ale z krzyża bym spuścił - dodał z krzywym uśmiechem widząc spojrzenia przyjaciół. Wiosna w końcu jest, nie?!
- "Laski, laski roztańczone. Rozkładają nogi jak szalone..." - zanucił rozmarzony Prosiaczek.
- Można by zabajerzyć Kangurzycę, zad ma co prawda jak stodoła, ale lepszy byle cyc niż nic - rzucił pomysł Tygrysek
- Ty się kur*a lepiej nie wychylaj men. Pamiętacie jak nas zbluzgała od tych, no denege... degene... ratów, gdy Maleństwo przyjebało w drzewo na widok pasiastego? - zgasił go Królik.
- To może Babajaga... - kontynuował desperacko Tygrysek, lecz dalsze wywody przerwało mu ogólne zakrztuszenie się winem reszty towarzystwa.
-Padło ci na ten głupi łeb, chcesz nas zabić debilu? To taka sama przyjemność jak wyruchanie niedźwiedzia gryzzli - wykrztusił w końcu Kłapouchy.
- I mniej więcej takie samo ryzyko - dodał Puchatek.
-Veni, vidi, viva zwei! Aj`w got de ajdija - zawieśniaczył radośnie Prosiaczek, któremu spożyty byk ożywił ciało i umysł. - Wykorzystamy tę małą ciotę, Krzysia - oświadczył, co zaowocowało kolejnym masowym zakrztuszeniem.
- Kolejny ochujał z gorąca - skomentował Kubuś - wolałbym się do końca życia brandzlować, niż dotknąć tego nażelowanego pedzia.
- Nie będziemy go dymać - odparł w natchnieniu Prosiaczek. Zmusimy gnoja do przyprowadzenia kilku napalonych małolat ze szkoły. Będzie balet. Ty, Królik i Tygrysek lećcie po soki za resztę szmalu, a my idziemy poszukać maderfakera.
Przyjaciele bez trudu znaleźli Krzysia opalającego się nieopodal białego pedalskiego płotka.
- Się masz parówo - rozpoczął konwersację Prosiaczek, a Kłapouchy zwyczajowo wypłacił mu blachę. - Buźka cię nie boli? Bo zdaje się wczoraj byłeś u tego starego zboczka Pana Sowy?
- Nie, dziękuję, czuję się świetnie odparł wesoło Krzyś. A co u was chłopaki, przyszliście się pobawić? Mam nowe remiksy Justów...
- Siatap, maderfaker - brutalnie przerwał mu Puchatek serwując dodatkowo sójkę w bok.
- Słuchaj gnoju z kupą gówna na głowie, bo powiem tylko raz. Masz w try miga przyprowadzić jakieś fajne laski ze swojej szkoły, urządzimy dżamprez. Albo będziesz głównym bohaterem programu "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" - sprawnie wyłuszczył sprawę Prosiaczek, zaś Kłapouchy dla podkreślenia wagi sytuacji strzelił Krzysia w ucho.
- Łaaa, co ja wam zrobiłem? Ciągle się czepiacie - zaczął chlipać Krzyś - Nie mogę przyprowadzić koleżanek, bo nasza Pani Dyrektor wszystkie ostrzegła przed wami.
- A to bicz - mruknął Kubuś.
Miś zaczął marszczyć czoło, co było nieomylnym znakiem intensywnych procesów intelektualnych. - On ma na chacie prawie nowy sprzęt stereo - oświadczył w końcu.
- No i...? - zaciekawił się Kłapouchy, lecz Prosiaczek już się połapał.
- Rozkmina jest taka: pogoni ten sprzęt na stadionie i nakręci profesjonalistki. Słyszysz pipo? Jedna ma być brunetką z małym jędrnym biustem, druga blondyną z wielkimi melonami.
- Well, i niech jedna będzie w długich skórzanych butach - dodał Kłapouchy. To dla Królika, może mu w końcu stanie. A my wracajmy, bo tamci dwaj już pewnie odpalają siarkofruty.
Upalny dzień zmieniał się zwolna w pogodną noc, a Krzysia wcąż nie było widać. Kaucjowane butelki po "HERACLES - Classic Płońsk Aperitif" walały się po całej polanie. Prosiaczek pogodnie gaworząc łaził na czworaka w kółko, Królik, jak zwykle zarzygany od góry do dołu po puszczeniu paru pawi na wieloryba, pogrążył się w stanie błogiej nirwany. Reszta przyjaciół w pozycji horyzontalnej zastanawiała się nad niesubordynacją Krzysia.
- Oberwę mu łeb i nasram do szyi - wycharczał Kłapouchy.
- Napakujemy mu w dupę worek żołędzi i poczęstujemy nim dziki - wtórował mu Tygrys.
- A gdzie znajdziesz teraz żołędzie? - zainteresował się Puchatek
Dyskusję przerwało wkroczenie na polanę trzech postaci, z których dwie okazały się mocno umalowanymi dajkami w krótkich spódniczkach i długich świecących butach na koturnach. Kłapouchy, Tygrysek i Kubuś zerwali się na równe nogi, przy okazji podnosząc do pionu Prosiaczka. Puchatek zawołał też na Królika:
- Kobiety są...
- ...gorące - odpowiedział Królik i otworzył oczy.
- Hallo boys - dziewczyny zamachały rękami. - Słyszałyśmy, że lubicie ostra zabawę - powiedziała jedna z nich, wyglądająca jak Britney Spears (tyle, że z większym biustem).
- That`s right, baby - szarmancko zawieśniaczył Tygrysek, ocierając łapą zaśliniony pysk, zaś nieopodal stojący Prosiaczek zaczął rytmicznie manipulować w swoich żółtych bermudach.
- Zwykle nie pracujemy w terenie, ani ze zwierzakami... zaśmiała się brunetka.
- W rzeczy samej, tak nas tutaj nazywają, mruknął Kłapouchy i zasyczał w stronę Krzysia - Już nas sprzedałeś gnoju? Spadaj, potem się policzymy.
- Ale Krzyś był taki wspaniały, dlatego przyszliśmy. My też mamy swoje potrzeby - dodała blondyna. - Jestem Melanie B., dla znajomych Mela.
- A ja jestem Melanie C, choć także bi - zaśmiała się druga. To co chłopcy, chcecie po kolei, czy wespół zespół? - zapytała z nutą profesjonalnego zainteresowania. Słysząc to, Królik w przypływie mistycznego transu upadł na kolana i rzekł składając ręce - Panie pobłogosław te dary, które będziemy spożywać...
- Napijecie się alpagi, dziewczyny? - spytał Tygrysek
- Chętnie, ale zostaw trochę na potem, do przepłukania ust. - odpowiedziała Mela B, a Królik tylko ekstatycznie zacisnął powieki.
- Bierzesz w tyłek? - rzeczowo zwrócił się do blondyny Kłapouchy.
- Głównie w tyłek, słodziutki - odparła z kuszącym uśmiechem.
Podhecowany osioł pomyślał, że w sumie taką apetyczną cycatkę mógłby na koniec zjeść...
Prosiaczek nie przerywając manipulacji w spodenkach szepnął do Kubusia:
- Ta Mela C ma strasznie owłosione nogi, mogłaby je ogolić.
- Nie marudź. Owłosione laski są bardziej namiętne - odpowiedział Puchatek z miną znawcy.
- No co jest panowie? Lecimy w kolejarza z podmianą, czy odstawiamy tu Wersal? - Kłapouchy zaczął tracić cierpliwość. - Czas to pieniądz.
- Niech zaczynają Prosiak i Królik - zawyrokował Tygrysek - Prosiak jest już zresztą gotowy - dodał patrząc na imponujący namiot z żółtych bermudów. Królik objął Melę C, Prosiaczek wziął pod rękę Melę B i cała grupka raźno oddaliła się w stronę pobliskich krzaków, zaś reszta przyjaciół z nową energią zaczęła pokrzepiać się resztkami markowego produktu Baby Jagi ?. Miłą biesiadę przerwał jednak straszny krzyk i po chwili z krzaków wyskoczył golusieńki Prosiaczek. Oczy miał wielkie jak spodki z wizji agenta specjalnego Foxa Muldera.
- boo...nnnaammmaaaaa - Prosiaczek był w ciężkim szoku i dopiero solidna porcja wina wlana do gardła przywróciła mu względną równowagę wewnętrzną.
- Co się stało temu nieszczęsnemu skurwielowi? - nie mógł się nadziwić Puchatek.
- Nic, to szok pierwszego kontaktu, hehehehe. Daj se już na luz koleś i nawijaj - powiedział Tygrysek odbierając Prosiaczkowi prawie puste szkło. - Wymiękłeś, na widok gołej dupy, wiracho?
- Idź w chuj - odpowiedział słabym, choć przytomnym głosem Prosiaczek - też byś wymiękł. Poszliśmy w krzaki i ona mnie rozebrała, kucnęła, wzięła do buzi, a potem zdjęła stanik i było po prostu przepięknie i gdy jej pomagałem zdjąć spódniczkę przed nosem wyskoczył mi jej fajfus. Ona miała fajfusa! Na sztorc i to większego od mojego! Dalej nie pamiętam, chyba krzyczałem. Dajcie jeszcze wina.
- To ten mały cwel Krzyś! - darł się Kłapouchy. Kogo ta parówa przyprowadziła! Niech tylko gnoja dorwę!
- Trzeba złapać te dwie pokręcone cioty i zrobić im jazdę - gorączkował się Kubuś. - Chcę widzieć jak wiszą na własnych flakach! Poślemy po paru czarnuchów z palnikami!
Brygada rzuciła się w mrok lasu, lecz odnaleźli tylko związanego, zakneblowanego i całego obsikanego Królika. Ten nigdy nie powiedział co wydarzyło się tamtego wieczoru, zasłaniając się trwałą amnezją i bardzo denerwowały go pytania o szczegóły. Nikt zresztą nie miał zbyt wielkiej ochoty wracać do tematu.
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:06, 27 Gru 2008    Temat postu:

Było piękne czerwcowe popołudnie. Żar lał się z nieba, choć sytuację ratował lekki wiosenny wietrzyk. Jednak na horyzoncie zbierały się ciemne chmury...
Nasi kompani w pełnym składzie spoczywali, po całonocnej i z lekka rannej libacji alkoholowej, pod wielką lipą. Kłapouchy swój wielki, opuchnięty łeb trzymał na radiu, które zajebał z domu Krzysia.
- Jak już masz kur*a taką poduszkę, to może byś włączył jakąś muzę? - zaproponował Tygrysek, którego rozsadzała energia po wciągnięciu dwóch kresek amfy.
- Nie radzę, jak znam życie, to w tej pierdolonej głuszy da się złapać tylko jedną stację - Kłapouchy był jak zwykle optymistycznie nastawiony do rzeczywistości.
- Odpalaj, nie pierdol - poparł Tygryska Prosiaczek. Niestety racja leżała po stronie osła...
- Tu radio maryja, katolicki głos w twoim domu. Jest środa, 6 czerwca, godzina osiemnasta. Przedstawiamy skrót wiadomości: kolejny spisek żydokom...
Kłapouchy nie zmieniając pozycji wyciągnął obrzyna i wpakował dwie kule w środek odbiornika.
- Mówiłem, kur*a - stwierdził flegmatycznie.
- Klinaaa, klinaaaa mi trzeba! "A Kingdom for a klina!" - ocknął się Króliczek, który jak zwykle leżał w wielkiej kałuży bełta.
- Te, uszasty. Walnij se, może ci przejdzie - powiedział Tygrysek podając Królikowi resztki wina HERACLES - Classic Płońsk Aperitif.
- I chce się żyć - sapnął uszczęśliwiony Królik wlewając w siebie całą zawartość szkła.
- Ej, kur*a przydałoby się coś dzisiaj porobić - rzucił propozycję Puchatek.
- No przecież kur*a robimy! Leżymy kur*a! Mało ci? Nie wyciągając peta z gęby rzekł Prosiaczek.
- Ale kur*a nie o to chodzi ty debilu! Chodzi mi o to, że przydałoby się... ech, nie wiem co? - inteligentnie odpowiedział Kubuś.
- Może się znowu nachlejemy, albo zjaramy? Podobno Sowa ma zajebiste palonko, sam hodował - powiedział Tygrysek do Puchatka puszczając przy tym pawia.
- Nieee...to jest już nudne. Ja bym zmontował jakąś mocną imprezkę - odparł Prosiaczek.
- Wiecie co? Widzę jakiegoś kolesia w czarnym gajerku, który tu lezie - powiedział Kubuś.
- Ty, kur*a, ja też go widzę. I ja. I ja też. Ja też! kur*a! Może mu wjebiemy? Co się będzie palant błąkał po naszym lesie? - Prosiaczek podsumował nastawienie brygady do obcych.
- OK - odpowiedzieli wyjątkowo zgodnie kompani.
Kolo wyglądał jak by się urwał niewiadomo skąd. Mimo upału miał na sobie czarny garniak, pod nim czarną koszulę. Rytmicznie gładził się po szpicbródce, a włosy na czole dziwnie się unosiły. Zza ciemnych przeciwsłonecznych okularów przebijały jakieś błyski. Frajer zbliżył się na parę kroków.
- Nie - powiedział.
- Co kur*a nie! Pojebany jesteś, czy co? - Kubuś jako team-leader zaczął prowadzić dialog.
- Nie skopiecie mi dupska. - powiedział nieznajomy.
- Ej, kur*a chłopaki, on chyba czyta w naszych myślach.
- Pewnie, że tak durnie! Na przykład Królik myśli teraz o tym jak przelecieć Kangurzycę - odparł nieznajomy.
- Oł fak! On naprawdę czyta w myślach! - Królik nie krył zaskoczenia.
- Żadne kur*a czytanie w myślach! Ty zawsze myślisz o Kangurzycy, więc nie trudno do chuja zgadnąć! - Kubuś był sceptyczny.
- A ty, to w ogóle co za chuj? - Kłapouchy wykazał ślad zainteresowania.
- Jestem Księciem.
- Księdzem?! - Prosiaczek błyskawicznie przeładował Uzi i wycelował w stronę nieznajomego.
- Nie, no rzesz kur*a, nie księdzem tylko KSIĘCIEM! Księciem Ciemności.
- A, jasne - wyluzował się Prosiaczek - a jak cię wołają...
- Rogowiecki i Brzozowicz, co się na muzyce znają - zarapował bez sensu Kłapouchy.
- Możecie na mnie mówić Zło, Wujek Samozło - przedstawił się gość.
- Ooooo... a skąd ty? - spytał Królik.
- Jestem z piekła, przyszedłem na ziemię, aby znaleźć nowych wyznawców, którzy pomogą mi wypełnić proroctwa.
- To znaczy, że jesteś... ten... Szatan, no nie? - spytał Prosiaczek.
- Zgadza się, to jeden z moich pseudonimów artystycznych.
- I co, my mamy ci niby pomóc zniszczyć świat? - spytał Tygrysek, któremu wreszcie udało się skoncentrować na przybyszu.
- Tak. Wiele o was słyszałem. Wyróżniacie się. Jesteście wybrańcami.
- No to czadersko! Lubimy jak nas kur*a doceniają, hehehe. A kiedy masz rozjebać świat? - zainteresował się Puchatek.
- Nooo... dzisiaj o północy, ma się rozumieć! Złożymy ofiarę! - rozochocił się gość.
- Aaa... to my ci nie pomożemy, bo wieczorem idziemy na bibę do remizy wpierdolić paru dresom. Jak nam się poszczęści to może spotkamy tam Dżast Szajs, a wtedy zabijemy spedalonych skurwieli! - powiedział żądny krwi Prosiaczek, a oczy tradycyjnie zaszły mu krwią...
- Jesteście wybrańcami i musicie mi pomóc! - wrzasnął Wujek.
- Co kur*a musimy, no co? Nic kur*a nie musimy! I czego się kur*a drzesz palancie! Chyba nie wiesz jakie to uczucie obudzić się z bólem głowy po nocnej imprezce - skacowany Kubuś lekko wyszedł z nerw.
- Nie podskakuj mały pierdolcu! Mogę cię zniszczyć w parę sekund.
W tym momencie przy głowie Wujka pojawiło się Uzi Prosiaczka i obrzyn Kłapouchego.
- Ju token tu mi? Ju token tu mi?! Fak! - zatekśćił z angielska Kubuś podbudowany postawą kumpli.
- Dobra. Spoko. Nie szukam dymu - odparł troszkę zmieszany Szatan.
- W zamian za pomoc dam wam dwie skrzynki Heraclesa - spróbował negocjacji Wujek.
- Pięć! - zaczął targować się Kubuś.
- Dobra - odrzekł Wujek Samozło.
- No to dzisiaj o północy! A tymczasem szykuj kasę na wina.
- A tak w ogóle to jak mamy ci pomóc? - Tygrysek doszedł do wniosku, że nie zaszkodzi wiedzieć. Musiał odpowiednio podzielić działki amfy, żeby być w dobrej formie aż do nocy.
- Jak? O, to nic wielkiego. Drobiazg. Drobnostka. Szczególik...
- Gadaj kur*a!!!
- Będziecie mi potrzebni do zwabienia dziewicy jako ofiary.
- Pojebało cię, czy co? Skąd ty debilu jesteś? Przecież w tych czasach nie ma dziewic! - Prosiaczek nie krył dezaprobaty dla ekscentrycznych zachcianek Wujaszka.
- Tak się składa, że jedna jest! I mieszka tutaj - stwierdził Szatan.
- Aaaa... chodzi ci o tę ciotę Krzysia? Od jakiegoś czasu zabawia się z Sową. Sowa to stary zboczeniec, więc już po twojej dziewicy! - odpowiedział Puchatek.
- Nieważne, miała być ta pipa, więc będzie! - powiedział Szatan.
- Oki, panie straszny, ju łont pipa Krzyś, my go ci dostarczym!
- Zrobimy tak. Ktoś zaraz skoczy po tego pedała i zaprosi go na urodziny Królika, jak skurwiel przyjdzie to Wujek go sobie weźmie i zrobi co chce - zaproponował Kubuś.
- Je, dats a gód pomysł. - powiedział zadowolony Prosiaczek.
Po jakimś czasie, gdy połowa ekipy oczekiwała w domku Królika, Kłapouchy i Kubuś popędzili po Krzysia.
- "Dzień dobry, przyszedłem do córki" - jak zwykle Kłapouchy musiał dodać coś od siebie.
Po chwili szli z Krzysiem do Królika.
- Mamy tę pipę jebaną w dzieciństwie przez starego! - powiedział wchodząc do domku Puchatek.
- Dajcie mi go! - rzekł Wujek.
- Nie tak szybko chujcu! Najpierw kasa na wina.
- Nie mam kasy. Oto moja karta kredytowa. - powiedział Szatan.
Tygrysek wyrwał kartę i popędził do BabyJagi. Reszta, oprócz Królika i Krzysia popędziła za nim.
Po paru minutach wszyscy wracali do domku obładowani wińskiem i innymi alkoholami. Prosiaczek niósł oprócz skrzynki Heraclesa skrzynkę Dżony Łokera, Kubuś Dżim Bima, Tygrysek zgrzewę browców, a Kłapouchy dorzucił skrzyneczkę spirytu.
- Te Szatan, jesteśmy kur*a z powrotem.
- "Zróbmy więc imprezę jakiej nie przeżył nikt" - zarapował Kłapouchy.
- Miało być pięć skrzynek Heraclesa! - wrzasnął Wujek.
- Ju haw jakiś problem!? - spytał się Prosiaczek.
- A chuj wam w dupę. I tak idzie z konta tego palanta z góry.
- No to pijemy brygada! Krzyknął uradowany Tygrysek.
- "Za mało wódki za dużo powietrza, libacja wersja nowoczesna"- zarapował Kłapouchy.
- Ja nie będę pił alkoholu, on zabija, przyszedłem na urodziny! - zaczął płakać Krzyś.
- Zamknij się jebany pedale! - wydarł się Królik.
- Ja także nie piję. Mam misję do spełnienia - przypomniał przybysz.
Nagle Uzi i obrzyn skierowały swe lufy w stronę Wujka.
- Albo się może napiję? Tak dla rozluźnienia - zmienił zdanie Wujek.
Ekipa narzuciła ostre tempo. Kolejne korki znikały błyskawicznie z szyjek Heraclesa Okazało się, że Szatan to słaby zawodnik - odpadł po piątej kolejce (Krzyś stracił przytomność, bo nigdy nie widział na oczy tyle alkoholu). Brygada potraktowała to jako zaledwie rozgrzewkę. Przed świtem wyjebali wszystkie dodatkowe trunki zakupione u BabyJagi.
- Chtuuua hodzinnaaa? Młuszę znyszczicz świaat! - zabełkotał Szatan, rzygając non-stop na dywan Królika.
- Jeszte kur*a trzass! Szpij ty debiluu! Podsumował na koniec beknięciem Kubuś.
Po jakimś czasie wszyscy odpadli. Kłapouchy zawisł na żyrandolu przyczepiony za ogon. Tygrysek zasnął na kiblu rzygając. Prosiaczek spoczął z Uzi w rękach na fotelu i z butelką w pysku. Kubuś trafił jakimś cudem do wanny, a Królik zatrzasnął się w lodówce szukając marchewki. Brygada, łącznie z Wujkiem Samozło obudziła się, gdy słońce znów było wysoko na niebie. Szatan zmył się szybko, nie wypełniając swej misji, Krzyś nadal leżał nieprzytomny, teraz uśpiły go opary alkoholu. I tak to dzielni bohaterowie ze Stumilowego Lasu zapobiegli końcowi świata...
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:06, 27 Gru 2008    Temat postu:

W stumilowym lesie było cicho. Drzewa szeptały coś do siebie, gdy wiatr szeleścił ich liśćmi. Pod dużym dębem mieszkał sobie Kubuś Puchatek. Z wewnątrz jego domku dochodził miarowy łomot sprawiający, że garnczki z miodem podskakiwały w kredensie. Przez okno zajrzało popołudniowe słońce. W jego świetle Puchatek ponownie wzniósł siekierę i opuścił ją z impetem na strzępki pozostałe po zwłokach Krzysia.
- Dlaczego...on...się...nie...mieści... - sapnął do siebie Miś, znowu tnąc resztki. Obok znajdował się mały kopczyk ziemi, a obok niego dziura, zakryta ulubionym dywanikiem Puchatka. Krzyś, ten samolubny smarkacz, nie mieścił się do wykopanej dziury, więc, zamiast ją poszerzyć, Kubuś zdecydował się odrąbać dzieciakowi nogi.
- To o wiele rozsądniejsze - stwierdził Miś i zamruczał sobie piosenkę, odcinając ostatnie ścięgna i upychając resztę ciała w dziurze, nakrywszy ją na koniec dywanikiem.
- Zawsze musiał mną rządzić - pomyślał Puchatek - Zawsze mną rządził, zawsze ciągnął mnie za łapę i mówił: "No, Misiu, chodźmy na Wyprawę" albo "Poczciwy, głupi Misiu!" tym swoim afektowanie słodziutkim dziecięcym głosikiem, i te jego głupie spodenki - bękart!
Przez calutkie popołudnie Kubuś czekał, aż wpadnie do niego Krzyś. Mruczał przy tym do siebie prostą, niemelodyjną piosenkę, gapił się bezmyślnie w ogień i bawił się drewnianą rękojeścią siekierki. Gdy Krzyś nareszcie się pokazał i zaskrzeczał: "No dalej, Kubusiu! Otwieraj!" Puchatek zachowywał się tak, jak zazwyczaj. Wpuścił małego, porozmawiał z nim o pogodzie, później zaś poszedł do kredensu i przyniósł siekierę. Krzyś usiadł sobie przy stole i paplał o tym, jakim to głupiutkim Misiem był Puchatek i jak mało miał mózgu. Ten zaś zebrał w sobie wszystkie siły, wzniósł wysoko siekierę i opuścił ją z satysfakcją. Ostrze niemalże przepołowiło czaszkę chłopca, która trzymała się tylko na kilku nitkach mięśni, a oczy Krzysia zastygły rozszerzone przerażeniem, że to Puchatek, że kochany Kubuś mógł zrobić taką rzecz! Miś zachichotał cienko i starł trzęsącą się łapą nieco śliny z pyszczka. Później, spokojnie, jak gdyby nigdy nic, wytarł krew, umył siekierę i zaczął kopać dziurę.
Prosiaczek, zdziwiony, dlaczego Kubuś nie wpadł do niego na swoją herbatę i biszkopciki, zdecydował się odwiedzić Misia. Podczas drogi podziwiał krwistoczerwony zachód słońca i słuchał śpiewu ptaków. Puchatek obserwował zbliżającego się Prosiaczka, a potem zagłębił świder.
Prosiaczek nie miał czasu, by zorientować się, co zaszło - świder przebił jego czaszkę i przepiękna fontanna krwi trysnęła na pomarańczowe futerko Misia. Rozcierając ją po sobie Kubuś chłeptał łapczywie czerwony płyn. Później wciągnął Prosiaczka do domu i wsadził do spiżarki. Strzykawka leżała na kredensie; Puchatek podniósł ją trzęsącymi się łapami i wypełnił roztworem śmiesznego, białego proszku, który dostał od ledwie przytomnego Królika. W pierwszym momencie dawał niespotykany efekt: Kubusiowi wydawało się, że widzi różne rzeczy, ale później doświadczył uczucia mocy i siły. Nieco go to zdenerwowało, ale przecież Krzyś i Prosiaczek wiedzieli co ich czekało, w to nie wątpił. Kiedy zapadła ciemna noc, Puchatek wyciągnął ich ciała na zewnątrz i pochował je w prowizorycznym grobie.
- Adios, drodzy przyjaciele - zachichotał Kubuś - Wiele rzeczy zmieni się w Stumilowym Lesie, kiedy ja zacznę tu rządzić. Śmiejąc się histerycznie, Miś wrócił do swej chatki.
Następnego dnia Tygrysek i Maleństwo radośnie wybrali się do Puchatka, by zapytać się go, gdzie też mogą się podziewać Krzyś i Prosiaczek. Nikt nie widział ich od dnia poprzedniego. Tygrysek był pewien, że Kubuś coś o nich wie, gdyż rano miał grać z Krzysiem w Misie-Patysie, a później wypić herbatkę z Prosiaczkiem.
Kiedy doszli do chatki, jej drzwi były szeroko otwarte, a Puchatka nigdzie nie było. Tygrysek i Maleństwo pokręcili się trochę wewnątrz. Zauważyli tam ogromną dziurę w podłodze, a także notatkę, przytwierdzoną do ściany kroplą gęstniejącego miodu. Można było na niej wyczytać: "WY SZEDŁEMK PO SYMOKA" (ortografia nigdy nie była mocną stroną Puchatka).
- To dziwne - pomyślał Tygrys - W Stumilowym Lesie nie ma smoków, są tylko Jentyki. Co znowu wymyślił ten głupi Misiek?!
Nawet jednak Tygrys nie odgadłby, co naprawdę zamierzał w tym momencie Puchatek. Tego ranka, gdy Kubuś się obudził, poczuł, że głowa mu pęka, a nos ma zasmarkany. Wziął więc dużą dawkę białego proszku, a w chwilę później wpadł na genialny pomysł! Trzymając pod pachą pojemnik opisany dużymi, czerwonymi literami ŚRODEK OWADOBÓJCZY podreptał do ulubionej kępy ostu Kłapouchego.
- To dobrze posłuży temu maniakalno-depresyjnemu osłu - zaśmiał się głośno Puchatek - Zawsze oszukiwał w Misie-Patysie, no a wiadomo, że oszustwo nigdy nie popłaca.
Później ukrył się za drzewem i patrzył, jak niczego nie spodziewający się osiołek zażera się na śmierć. Czysto poetycka sprawiedliwość, pomyślał Kubuś, wrzucając prawie martwe ciało Kłapouchego do tego samego grobu, co Krzysia i Prosiaczka.
- Nie powinieneś był oszukiwać, co? - krzyknął Puchatek, gdy oczy osła wpatrzyły się w niego z niedowierzaniem.
- Bądź szczęśliwy, że nie posiekałem cię na kawałki i nie nakarmiłem tobą Tygryska! - zarechotał Miś, zakopując prowizoryczny grób.
Przez cały ranek Miś był nieprzytomny, więc wrócił do domu dopiero w porze obiadowej. Był w paskudnym nastroju, toteż do szaleństwa doprowadził go widok Tygryska i Maleństwa brykających przed jego chatką i śpiewających: Hopsa, hopsa, hej, hej, hej, cudownie...
- Cudownie?! - pomyślał na głos Puchatek - Rany, autor tej zasranej historyjki naprawdę mógłby wymyślić lepszą piosenkę. I pomyśleć tylko, że nagrali ścieżkę dźwiękową na album; to czyste zdzierstwo - ta myśl nieco pocieszyła Kubusia, ale było to chwilowe.
- Co takiego powiedziałeś? - zapytało Maleństwo.
- Boże, czy on nigdy nie przestaje zadawać żałosnych pytań?! - pomyślał wściekły Puchatek - Z tymi smarkaczami też trzeba będzie skończyć. Czy w tym miejscu nie ma już nikogo myślącego z wyjątkiem mnie?
Maleństwo musiało już iść do domu na swoją popołudniową drzemkę, pozostawiając swojego przyjaciela na łasce i niełasce Misia. Co więcej, Tygrysek zaproponował Kubusiowi wspólną grę w Misie-Patysie; na to Puchatek zgodził się i uśmiechnął się przebiegle, podczas gdy nowy pomysł formował się w jego nadmiernie aktywnym umyśle.
- Co za okazja - szeptał do siebie, idąc za niewinnym Tygryskiem w stronę mostu.
Gdy już dotarli na miejsce i rozpoczęła się raczej bezcelowa gra, Kubuś pomyślał, że wolałby raczej wetknąć swój patyk w dupę Tygryska niż wrzucić kijek do strumienia. Tygrysek przechylał się właśnie przez poręcz mostu wypatrując własnego patyczka. Nie zauważył więc szerokiego, przerażającego uśmiechu Puchatka, który wyciągnął swoje łapy i podążył w kierunku Tygryska, zamierzając zepchnąć go do strumienia.
- Koty nienawidzą wody, hie, hie, utopi się.
Rozległ się głośny plusk. To Tygrysek wpadł do wody i zaczął rozpaczliwie walczyć o utrzymanie się na powierzchni. Wkrótce jednak jego głowę zaczęła zalewać woda, więc dławił się i prychał. Miś trzymał się poręczy mostu, aż podskakiwał z podniecenia i radośnie krzyczał do tonącego Tygryska.
- Dlaczego? - parsknął Tygrysek, zaczynając powoli niebieszczeć z zimna. Puchatek uznał to za niemożliwie komiczne, no bo dajcie spokój, niebieski tygrys? Ależ to głupie.
- Powiem ci dlaczego, ty gnojku! - wrzasną Kubuś - Zasłużyłeś sobie na to, chowałeś się za drzwiami i przerażałeś wszystkich na śmierć.
Ale Tygrysek nie usłyszał już tej repliki, płynął bowiem w strumieniu twarzą w dół, martwy.
- Spadówa, krzyżyk na drogę! - zaśmiał się Miś i spojrzał na zegarek - Wciąż mam jeszcze czas, żeby dorwać tego małego dupka, Maleństwo, zanim się obudzi.
Puchatek podkradł się ostrożnie do śpiącej Kangurzycy i zobaczył ucho Maleństwa wystające z jej kieszeni.
- Teraz cię mam, gówniarzu! - pomyślał uśmiechnięty Miś i nawlókł na igłę wyjątkowo mocną bawełnianą nić. Był niezwykle wdzięczny Prosiaczkowi za jego lekcje szycia, gdyż teraz mógł gładko i równo zaszyć Maleństwo w kieszeni, aby nie mogło się stamtąd wydostać, ani żeby jego mama nie mogła go wyratować. Powoli i bardzo starannie Kubuś zaczął zaszywać Maleństwo w jego kieszeni, aby w ten sposób zadusić denerwującego przygłupa.
Po zakończeniu swojej czynności Puchatek z powrotem powędrował do chatki, zastanawiąc się, jak też zniesie Kangurzyca śmierć Maleństwa. Miał nadzieję, że źle. Nie mógł się powstrzymać od kaszlu i czuł mdłości.
Zanim dotarł do domu, zwymiotował już kilka razy i desperacko potrzebował jeszcze trochę roztworu białego proszku. Trzęsąc się, podniósł strzykawkę i wziął ostatnią pozostałą dawkę. Strasznie dużą dawkę, jak na takiego małego misia jak Kubuś. Tak naprawdę za dużą. Puchatek zmarł z przedawkowania, ale przynajmniej z uśmiechem na twarzy: śnił o tym, że był jedynym sprytnym pluszowym misiem i o tym jak pewnego dnia zaskoczył Kłapouchego - ale to już zupełnie inna opowieść.
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:07, 27 Gru 2008    Temat postu:

Wstawał piękny lipcowy poranek. Słoneczko leniwie wychylało się zza horyzontu. Jego promienie przedzierały się przez chmury i wpadały przez lekko brudną i obrośniętą pajęczynami szybę do chatki Kubusia Puchatka. Tam na podłodze spokojnie drzemali sobie Kubuś, Kłapouchy, Tygrysek i Królik. Cali byli ufajdani zawartością swoich żołądków. Naokoło walały się puste butelki po Heraclesie i Nopoju Boguff. Pierwszy swe zaropiałe oczka otworzyły Kubuś. Usiadł na podłodze, wytarł rękę z żygowin i zaczął przeszukiwać leżące butelki w poszukiwaniu choćby kropelki płynu o właściwościach alkoholowych.
- kur*a, ale mnie łab napierdala. Co tu się wczoraj działo ? - zastanawiał się patrząc na nieprzytomnych towarzyszy.
Nagle, błogą ciszę przerwało pukanie. Każde stuknięcie w drzwi było dla Puchatka, jak cios kafarem w łeb. Kubuś nadludzkim (albo nadmisiowym) wysiłkiem wstał i poszedł otworzyć drzwi. Gdy już to zrobił, to za progiem zobaczył identycznie wyglądającego misia.
- Już mam, więc... - powiedział grzecznie Kubuś - ... WYPIERDALAJ !!!
Puchatek zamknął drzwi z hukiem i poszedł kontynuować poszukiwania.
- Co za chuja tam przyniosło - wycedził przez zęby zbudzony pukaniem Kłapouchy.
- Jakiś akwizytor, lustra sprzedawał - odpowiedział Kubuś.
- Co z tych akwizytorów są za chuje - ciągnął Kłapcio - Przyłażą tacy do domu, budzą w środku snu, próbują wcisnąć jakieś buble made in Suazi lub Burkina Faso, a wszystko taka drożyzna...
Kłapouchy nie dokończył jednak swojego wywodu, gdyż pukanie powtórzyło się.
- Nie no, kur*a, ja tego chuja zapierdolę !!! - wykrzyknął Kłapouchy.
Pośpiesznie chwycił za leżącą obok butelkę i sprawnym ruchem zrobił z niej pięknego tulipana. Skoczył w kierunku drzwi, otworzył je i zamarł w bezruchu. Ujrzał przed sobą kopię Kubusia Puchatka. Przez mózg Kłapcia w ułamku sekundy przewinęło się tysiąc myśli, no dobra tylko cztery. Jeżeli Puchatek mówił o facecie z lustrem, to czy on wygląda dokładnie jak Puchatek, albo jest on samym Kubusiem Puchatkiem, albo że jest nawalony i to tylko złudzenie, albo że ktoś sklonował Kubusia i stoi on teraz przed drzwiami. Wszystkie te przypuszczenie sympatycznego osiołka okazały się błędne. Nieznajomy odezwał się:
- Jo madafaka. Mieszka tu Kubuś Puchatek ?
- No - odparł kompletnie skołowany Kłapouch.
- Bo ja jestem Bubuś Puchatek, jego brat bliźniak.
Gdy Kubuś usłyszał te słowa to skoczył migusiem w kierunku drzwi i padł w objęcia tak dawno nie widzianego brata.
- Kubuś, Bubuś - powitaniom nie było końca.
W końcu znudzony już tym gość został zaproszony do środka. Kubuś, jako dobry gospodarz od razu rozstawił szkło i zaczął nalewać złocistego mjodku. Do stołu siedli też Tygrysek i Królik.
- Co cię sprowadza bracie miły - zaczął rozmowę Kubuś.
- Jest sprawa do załatwienia - odparł przybysz.
- Trzeba komuś wpierdolić - ożywił się Kłapouchy.
- Nie, kur*a - odpowiedział kubusiowy brat - Otóż mój ziomal, Master Jenot, miał mały wypadek. Poszedł se na disco nalewać się z pszenno-buraczanych chłopców. No i niestety zapomniał swojej zaufanej giwery. Jakiś cwel zaczepił go i ze swoimi koleśami dopierdolił mu...
- kur*a, mówiłem że trzeba komuś zapierdolić - wykrzyknął radośnie Kłapcio ładując shotguna.
- Nie nie nie, kur*a nie - wrzasnął już mocno wkurwiony Bubuś - o to chodzi, że twarz Jenota wygląda jak rozdeptany pomidor i ogólnie do niczego się nie nadaje, a jutro rozgrywany jest Konkurs Braci w spożywania napojów wysokoprocentowych. W poprzednich latach przebierałem go za mojego brata bliźniaka i nikt się nie orientował, ale teraz to nawet maska mu na ryja nie wlezie, tak ma go spuchniętego.
- No to komu trzeba wpier...
- Kłapouszy - ryj w kubeł ! - tym razem wnerwił się Kubuś - Znaczy chcesz, abym chlał z tobą konkursowy alkohol - dopytywał się Kubuś.
- No.
- Jasne, zgadzam się. Nie ma to przeca jak flacha na cudzy koszt - zawieśniaczył Puchatek.
- A to może by tak przy okazji zajebać tych pszenno-buraczanych chłopców - wtrącił się do rozmowy nieśmiało Kłapouch.
- Ich ciała są już w stanie zaawansowanego rozkładu - wyjaśnił Bubuś.
Gdy przybysz kończył wypowiadać to zdanie do pomieszczenia wszedł Prosiaczek. Szedł w jakimś dziwnym rozkroku, a jego krocze wyglądało, jakby włożył tam poduszkę.
- Te Prosiak co ci się we fiuta stało - spytał Królik.
- Co, kur*a, jeszcze pytasz co.
- Jak bym wiedział, to bym kur*a nie pytał Wieprzu jeden - odparł filozoficznie zającopodobny.
- A kto mi wczoraj doradził, że najlepiej to się posuwa ul ? Te jebane pszczoły pogryzły mi całą fujarę i Pan Sowa całą noc wyciągał mi żądła z chuja. Teraz ledwo łażę, bo mam go całego zabandażowanego.
- Ja, ależ ja jestem wredny - zaśmiał się szyderczo Królik.
Puchatek nalał kolejną kolejkę.
- No to jak mawiają Francuzi, to co stoi to do buzi - rzeknął Bubuś.
Wszyscy, jak jeden mąż wychylili kielichy jednym dobrym pociągnięciem. Po tym jakże przyjemnym wydarzeniu Kubuś spytał:
- A gdzie tak właściwie ten konkurs się odbywa ?
- Jak to gdzie, na Ukrainie, w najbardziej znanym mieście tego wspaniałego państwa - objaśnił Bubuś.
- W Kijowsku ? - spytał Prosiaczek.
- Po primo to nie w Kijowsku, tylko Kijowie, a po sekundo to nie w Kijowie tylko w Czarnobylu - odpowiedział Bubuś - Czarnobyl przypomina ten wasz Stumilowy Las. Tam także drzewa świecą, w niektórych miejscach trawa wyrasta na wysokość trzeciego piętra, ptaki składają prostopadłościenne jajka, muchy latają do tyłu.
- Zaraz kur*a zaraz. Jak znalazłeś się na jebanej Ukrainie - przerwał wywody Kubuś.
- A, to długa i nudna historia - odrzekł brat.
- Opowiedz, choć w skrócie - nalegał Tygrysek.
- Oki - zgodził się przybysz - Pracowałem w SB, no i w roku tam osiemdziesiątym którymś miałem tajne zadanie zajebać pewnego klechę. Miał jakieś takie popiołowe nazwisko. Po zrobieniu z niego miazgi szef dał mi urlop i wysłał na wczasy na Ukrainę. Będąc tam zastał mnie upadek socjalizmu w Polsce i nie chciało mi się już wracać do zawszonego kapitalistycznego państwa. Oto i cała moja historia opowiedziana w wielkim skrócie.
- A gdzie ta Ukraina tak w ogóle jest - Kłapcio nigdy nie grzeszył rozumem.
- Daleko - filozoficznie stwierdził Królik.
- No to jam my się tam dostaniemy ? - spytał osioł.
- No jakto jak. Samochodem - z gracją odparł Królik.
- No takto, że samochodem, ale skąd my kur*a weźmiemy na tym zadupiu samochód. Wszystkie przeca już żeśmy rozjebali - niecierpliwił się Tygrysek.
- Panowie kolegowie spokojnie - przerwał dyskusję Prosiaczek. - Jak tu do was szedłem, to widziałem, jak jakiś klech podjechał Mietkiem do pipy Krzysia.
- Zajebać pedała, zabrać mu furę i na wódkę - ochoczo wykrzyknął Kłapouchy.
Cała ekipa wychyliła jeszcze po jednej szklaneczce wysokoprocentowego napoiku i skierowała swe kroki w kierunku pedalskiego domku największej pipy w Stumilowym Lesie. Przed wyżej wspomnianym przybytkiem stał wspaniały Merol szejsetka ze srebrnymi klamkami, platynowymi kołpakami na koła, złotą kierownicą i różańcem zawieszonym na lusterku.
- To co, włamujemy się, czy grzecznie poprosimy o kluczyki - zapytał naiwnie Bubuś.
- O kluczyki spytamy, tylko nie grzecznie, ale niegrzecznie - objaśnił gościowi sposoby postępowania w takich sytuacjach Królik.
Tygrysek podszedł do drzwi krzysiowego domku i wywalił je jednym sprawnym kopniakiem. W środku ujrzeli czarnucha ze spuszczonymi spodniami stojącego nad nagim i wypiętym dupskiem Krzysia.
- Jak śmiecie nam przeszkadzać - oburzył się klecha. - Nie wiecie, kim jestem !
- A kim jesteś, Osamą bin Ladenem czy może Kapitanem Planetą - szydził Prosiaczek.
- Jestem arcybiskup poznański Juliusz Paetz i odwiedzam laureata konkursu Ministrant roku - odpowiedział czarny.
- Veni, vidi, vici, stary pedofilu - zacytował tajemniczo Bekon.
- Odwiedzasz, nawiedzasz czy zwiedzasz, jeden chuj - objaśnił szybko intencje Bekona Królik. - Wypięta dupa pipy Krzysia i twój mały kutasek na powietrzu mogą świadczyć o zamiarach dupczenia pipy w dupę.
- Zaprawdę powiadam, że kto gwintował będzie zgwintowanym - ni z tego ni z owego stwierdził kurewsko poważnie Kłapouch.
- Gdzieś to kur*a jebana mać wyczytał, w Piśmie Leśnym ? - spytał cholernie zdziwiony Kubuś.
- Nie, w toalecie na stacji pekaesu w Bobolicach Dolnych - odrzeknął Kłapouch, po czym podszedł do abepego i wsadził mu lufę shotguna w odbytnicę.
- Nie, nie zabijaj mnie, to grzech śmiertelny - błagał klecha.
- Nie bój wafla. Nie udupię cię ty marna istoto - odparł osiołek, po czym pociągnął za spust swej zaufanej giwery.
Klech wyskoczył z kapci, złapał się za zwieracz i uciekł w kierunku bliżej nieokreślonym z prędkością dziewiętnastej prędkości kosmicznej (znaczy się szybko).
- Ty, coś ty mu wpakował w dupsko - zapytał kolegę zdziwiony Prosiaczek.
- A, to takie specjalne antyklerykalne naboje wypełnione jakimś żrącym badziewiem. Aplikujesz takie cuś klechowi w dupę i ma on wybite już z głowy młode, chłopięce dupy - odparł Kłapouchy.
- kur*a, a ja myślałem, że będzie krew bluzgała, że mu tak fajnie wylezą flaki, a tu nic - zawiedziony Tygrysek.
- Panowie, nie po to tu przyszliśmy - wrukwił się Bubuś. - Całe szczęście została czarna spódnica tego fajfusa. Niech ktoś bierze kluczyki. Musimy ruszać, bo droga daleka, a tyle wódy, co tam do wygrania to szkoda by było nie wypić.
Królik zabrał kluczyki z czarnej kiecki i cała ekipa załadowała się do arcybiskupiego Merca.
- Ruszamy po wódeczke - ochoczo stwierdził Prosiaczek.
- Ale bedziemy pić, pić, pić - wtórował Kubuś.
- Sorry - przerwał Królik - ale czy do kurwy jebenej nędzy ja tylko tu myślę ?!?! Jeśli tam pojedziemy, to jak trafimy z powrotem do Stumilowego Lasu ?! Bubuś przeca zostaje.
- Aj gada ajdija - zawieśniaczył Tygrys, po czym szarpnął za kierownicę tak, że samochód zahaczył idącą chodnikiem babcię. Jej ciało zostało perfekcyjnie rozsmarowane na jezdni. Jadąca dalej fura zostawiała za sobą jeszcze przez kilkaset metrów czerwone, krwiste ślady.
- Wystarczy, że co kilkaset metrów rozblazgamy jakiegoś ludzia i będziemy mieli do domu wyznaczoną drogę - objaśniał Tygrys.
- No Tygrys, to je to - gratulowali pomysłowości przyjaciele.
Po wielu godzinach jazdy, nielegalnym przekroczeniu granicy, kilkudziesięciu rozjechanych człowiekach ekipa dotarła na do bubusiowego domku (tam spędzili noc), a potem na miejsce konkursu. Bracie Puchatkowie poszli zgłosić się, a reszta brygady zajęła miejsca na widowni.
- Uwaga, uwaga - rozległ się głos sędziego w megafonie - Zebraliśmy się tu dziś, by rozegrać konkurs w spożywaniu napojów alkoholowych. Zasady konkursu są następujące. W zawodach biorą udział dwuosobowe drużyny, których członkowie są braćmi. Obiektem konkursu jest cysterna wódki. Każda drużyna będzie mogła z niej wypić tyle, ile zdoła. Pozostałą wódkę w cysternie dostaje ta drużyna, która w trakcie konkursu wypije najwięcej. Proszę teraz, by członkowie drużyna zajęli miejsca. Wszyscy gotowi, no to START.
W tym momencie sędzia podniósł w górę mały starterski pistolecik i wystrzelił z niego. Wszyscy uczestnicy konkursu rzucili się w kierunku ustawionych wiaderek z wódką i zaczęli łapczywie z nich pić. Kibice dopingowali swoich kandydatów na zwycięzców, tylko Prosiaczek jakoś był smutny.
- Nasza wódka, oni piją naszą wódkę - wycedził prawie przez łzy.
Stojący obok sędzia zwrócił się do niego:
- Ależ młodzieńcze, to nie jest twoja wódka. Pozostała po konkursie wódka będzie należeć do zwycięzców. Ty nie startujesz, więc nawet stwierdzenie, że ta wódka jest twoja jest bardzo niepoprawne.
Zbesztany Prosiaczek aż zerwał się z miejsca, ale zabandażowane krocze powstrzymało go.
- Zapierdolcie tego chuja - zwrócił się do przyjaciół.
- Daj madafaka - wrzasnął Tygrysek, po czym wyskoczył w górę, zrobił w powietrzu obrót o 337 stopni i kopnął sędziego w szczenę, jak karacista Bruce Lee, tylko że lepiej. Odrzucony siłą uderzenia arbiter odleciał na kilka metrów i wpadł w grupkę miejscowej chałastry.
- Nasych bijon - wykrzyknął jeden z Jukrajińców.
Brygada ze Stumilowego Lasu nie namyślając się długa złapała za co się dało i ruszyła na wroga.
- Za wódkę naszą - wznosił patriotyczne hasła Prosiaczek.
- Nie oddam wódki - wtórował my Kłapouchy.
W miejscu rozgrywania konkursu rozpoczęło się coś, co Witold Gombrowicz nazwałby kupą (nie mylić z gównem). W napieprzance używano wszelkich dostępnych przedmiotów. W ciągłym ruchu były więc sztachety, kamienie, kastety, noże, nogi i blaty od stołu, krzesła, taborety, zegar kurantowy, klucze płaskie, klucze nasadkowe, klucze francuskie, klucze oczkowe, łyżki do zmiany opon, lewarki samochodowe, butelki, tulipany, framugi okienne, śrubokręty, zapalniczki, łyżki, widelce, kubki, wiadra, rondle, garnki, talerze, spodki, szklanki, miski, cegły, pustaki, rury kanalizacyjne, kalosze, bambosze, skarpetki, paski od spodni, łańcuszki, różańce, krawaty, książki telefoniczne, telefony komórkowe i wiele wiele innych przedmiotów, którymi można wyrządzić krzywdę bliźniemu swemu. Każdy walczący chwytał się, czego popadnie. Cały czas dołączali nowi, każdy przynosił swój niepowtarzalny killerski gadżet. Po 305 sekundach miejsce, gdzie jeszcze 343 sekundy wcześniej rozgrywano konkurs w spożywaniu napojów procentowych, wyglądał, jak po powodzi, trzęsieniu ziemi, wojnie lokalnej, przejściu szarańczy i nalocie US Force w jednym. Wszędzie walały się rozbadziewione ciała przypominające rozdeptane pomidory i rozbite na szybie samochodu muchy. Na placu boju pozostała jedynie ekipa ze Stumilowego Lasu w towarzystwie Bubusia. Przyjaciele Kubusia rozgromili przeciwników. Byli przecież doświadczeni w tego typu zabawach, przypominających dyskoteki z udziałem dżastów lub bojsóf.
Po otrzepaniu kurzu z ubrań ekipa zapakowała się do cysterny i odjechała do domku Bubusia. Tam podzielono wódkę sprawiedliwie. Po kilku dniach Kubuś z przyjaciółmi wrócił po czerwonych śladach do ukochanego Stumilowego Lasu, by dalej cieszyć się beztroskim, wysokoprocentowym życiem.
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:07, 27 Gru 2008    Temat postu:

Nastała jesień. Żółte liście zaczęły opadać z drzew. Płody rolne zostały już zebrane. Matka Natura szykowała się do zimowego snu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że powoli wyczerpywały się surowce niezbędne do produkcji tak przez wszystkich uwielbianego Heraclesa.
Ekipa ze Stumilowego Lasu przebywała u Puchatka. Za oknem deszczyk sobie kapał. Niebo było zachmurzone. Panował nastrój lekkiego przygnębienia i apatii.
- kur*a mać - zaczął ambitnie Tygrys - ale chujowa pogoda. Trza by se humor poprawić. Kubuś, wyjmij no jakie winko.
Puchatkowi spodobał się pomysł towarzysza, ale w chatce miał tylko jedną buteleczkę. Na dodatek była ona w połowie pusta, a w połowie pełna. Najgorsze okazało się jednak to, że na ostatniej imprezie zbełtał się do niej Prosiaczek. Jego żygowiny skutecznie zniechęciły innych do skosztowania trunku, ale nie samego Bekona.
- Mnie tam wszystko jedno. W końcu to mój bełt tak wesoło sobie pływa - stwierdził.
Nie było innej rady. Mimo gównianej pogody trzeba było się udać do Baby Jagi, zwanej w skrócie Chujem, w celu zakupu życiodajnych płynów. Ekipa tak też uczyniła. Po kilkunastu minutach stanęli, jak jeden mąż przed chatką wspomnianej postaci.
- Veni, vidi, wino - zawieśniaczył wprawiony drinkiem Prosiaczek.
- Wino lej, wino lej BaboJago wino lej, niech tak się stanie - podśpiewywał pod noskiem Kubuś.
- Ni ma wina - odparła wychodząca koślawym krokiem bohaterka o twarzy przypominającej worek śrubek.
Puchatkowa ekipa parsknęła śmiechem.
- Jak, to nie ma - brechtał się Tygrys.
- To se ne da - wtórował Królik.
- Nie rób jaj, bo ci zdmuchnę z shotguna to coś na twojej szyi, co najchętniej bym kopał every day - groził, jak zwykle kurewsko poważny Kłapouch.
- Naprawdę nie ma - stwierdziła zlękniona o swe życie Baba Jaga.
- Co kur*a jebana jego mać - bardzo spokojnie wydarł się Kubuś.
- To kur*a jebana jego mać, że nie ma. Jesień jest i komponenty się skończyły. Przez ostatnie miesiące mieliście takie pragnienie, że zużyłam wszystkie porzeczki, jabłka, wiśnie, truskawki, ogórki, kalafiory, kapustę, ananasy i brzoskwinie w promieniu 50 kilometrów.
- To teraz do niczego ona nie jest nam potrzebna i można ją spokojnie zajebać - stwierdził Bekon.
- Nie bądźcie tacy pochopni - uspakajała pasztetowata sprzedawczyni własnych wyrobów - Mam dla was coś równie smacznego.
W tym momencie Baba Jaga wyniosła ekipie skrzynkę z szesnastoma butelkami fioletowego płynu, na których etykiecie widniała uśmiechnięta czaszka.
- Nie no kur*a. Denaturat. Tak nisko to my się jeszcze nie stoczyliśmy - obwieścił Królik próbując opanować drżące ręce.
- Ełureka !!! - krzyknął uradowany Kłapouch - Aj gada ajdija.
Osiołek porwał skrzynkę i skierował się do chatki sympatycznego misia.
- Dajta mi chłopy godzinkę, a zrobię z tego napój, jak się patrzy. Wszyscy będziecie zachwyceni. Od tego momentu będziecie mogli mnie nazywać: Kłapouchy Wielki Mistrz Chemii i Destylacji ze Stumilowego Lasu - nie krył skromności osiołek.
Po godzinie napieprzania młotkiem, kręcenia śrubokrętem i jeszcze wielu czynnościach, których nazw nie potrafię przytoczyć, pokazał im swoje wiekopomne dzieło. Był to filtr z maski przeciwgazowej. Z jednej strony wsadzony był lejek, a z drugiej rurka.
- Wlewamy tutaj płyn i po kilku sekundach otrzymujemy czyściutki, smaczniutki i przezroczysty spirol. Nie grozi nam zatrucie. Cała chemia zostaje wewnątrz. My, otrzymujemy tylko naturalne składniki - z dumą objaśniał.
Tak też było. Wlewali z jednej, a drugiej płynął uwielbiany przez wszystkich płyn. Pierwszego dnia opróżnili z radości całą skrzynkę przyniesioną ze sklepu. Następnego dnia powtórzyli ten proceder. Byli tak wdzięczni Kłapciowi, że zaczęli go nazywać Wielkim Chujnikiem czy jakoś tak jak chciał.
Dobra passa skończyła się trzeciego dnia. Filtr z powodu nadmiernej eksploatacji zapchał się i można było go o kant dupy rozbić (znaczy zjebał się). Ekipa została bez środków do życia. Zaczęli główkować. Brak potrzebnych do egzystencji płynów był jak cios bejzbolem w mordę. Nie mogli się pozbierać, zapomnieć, o tym, co się stało. Z wybawieniem przybyła im ... Baba Jaga. Sama przyleciała do domku Kubusia z kilkoma butelkami brązowego, tajemniczego płynu.
- Mata, wypijta.
- Was is this - popisywał się znajomością języków obcych Królik.
- kur*a, całkiem niezłe - stwierdził po skosztowaniu odrobiny Prosiaczek.
- Znalazłam w starych magicznych księgach ten przepis - zaczęła objaśniać Chuj - To wyciąg z liści i żabiej pochwy z domieszką zmielonego prącia bobra i spermą lisa.
Po usłyszeniu przepisu mało odporny Królik zwrócił zawartość żołądka wprost na nowiutki dywan Puchatka.
- Ja tę kurwę zabiję. Chce nas cipa pozabijać - said Królik wycierając z pyszczka resztki wczorajszej kolacji pomieszanej z dzisiejszym śniadaniem.
- Mnie tam wszystko jedno - jak zwykle twardy i nie poddający się żadnym przeciwnościom losu Bekon.
- A bym se zapomniała. Mam też drugą wiadomość - bardzo radośnie stwierdził gość - Rząd tego wspaniałego kraju zanotował gwałtowany spadek produkcji w przemyśle spirytusowym spowodowany, tym, że przestałam produkować Heraclesa. Dostanę dziś specjalną dostawę owoców niezbędnych do produkcji.
- Hip hip hurra - wrzeszczeli wszyscy zainteresowani - Wiwat Rząd, wiwat Naród, wiwat wszystkie Stany. Niech żyje Święta Polska Trójca. Niech żyje Prezydent. Niech żyje Premier. Niech żyje Prymas.
- Ale, ale ! There is łan problem - przerwała fetę jędza - Owoce bedom, ale nie bedzie siarki. Produkcja ruszy, jak znajdzie się ten strategiczny komponent.
- Może by ją zdrapać z zapałek - zaproponował Puchatek.
- Sprawdzałam w sklepie. Wszystkie zapałki w kraju wykupił jakiś Rywin. Podobno dowiedział się wcześniej, że siara będzie w cenie - zgasiła pomysł Baba Jędza.
- Gdzie mój obrzyn ! Zajebie chuja ! - zaproponował swoje rozwiązanie problemu Kłapouchy.
- A może byśmy sami wykopali siarę? - zaskoczył wszystkich propozycją pracy Puchatek.
Babę Jagę zatkało.
- Wy chcecie PRACOWAĆ? - upewniła się. Nie mogła uwierzyć własnym uszom. To tak, jakby bp Paetz zrezygnował z dup młodych chłopców.
- Dla winka to my wszysko, "We give you all that you want !" - zaszpanował wiedzą lingwistyczną Bekon.
- A ja wiem kto nam pomoże w pracy - uśmiechnął się podstępnie Kłapouch.
Niesieni siłą nadziei, prowadzeni przez Kłapoucha, wybiegli w kierunku domku Krzysia.
- Wyłaź pipo, mamy sprawę - wołali już z daleka - Do nogi, mały pedale !
Odpowiedział im tylko stłamszony jęk.
- A to co? Odpowiadaj jak do ciebie mówię - wrzasnął Kłapouch kopniakiem wywalając drzwi.
Za drzwiami stał pochylony do przodu Krzyś. Był przywiązany do mebli, ubrany w skórzane ciuszki i wysokie buty. Miał na ryju plastikową maskę z ustami zasłoniętymi zamkiem błyskawicznym.
- Mmmmmm - powiedział.
- O kur*a ! Jebany sadomacho - sapnął zazdrośnie Królik.
Z pokoju obok wyszedł (także ubrany w skóry) Pan Sowa.
- Ooooo, kogo my tu mamy. Niegrzeczni chłopcy ! - puchacz miał w swojej masce na łbie tylko malutkie dziurki na oczy i najwyraźnie nie poznał ekipy - Chcecie się przyłączyć do zabawy?
- Obrzydlistwo ! Zaraz ich zaje... bleee... - Prosiaczek wybiegł z chatki, trzymając łapkami usta, przez które sączył się już początek pawia.
Gdy wrócił, Krzyś i Pan Sowa ze łzami w oczach i siniakami na mordach stali przebrani w normalne ciuchy.
- Mamy robote, a wy tu jakieś chuje-muje urządzacie ! - darł się na nich Puchatek - Idziemy !
Po drodze zajrzeli też do nory zombio-Gofera. Używając argumentów w postaci shotguna należącego do Kłapcia i uzi Prosiaka zmusili tą podziemną kreaturę do znalezienia podziemnych złóż siarki.
Chwilę później Sowa, Krzyś i Gofer machali żwawo łopatami i jeździli taczkami zwożąc cenny minerał do domku Baby Jagi.
Robota szła szybko. Królik dopingował ich dodatkowo do ciężkiej i wyczerpującej pracy. Nie robili tego w końcu dla siebie, ale dla bliźnich. Społeczeństwo ich potrzebowało.
- Szybciej skurwysyny, szybciej - radośnie pokrzykiwał zającopodobny.
Po kilkunastu minutach ujrzeli cel tego przedsięwzięcia. Ich oczom ukazała się piękna kupka złota polskiej ziemi - czysta, żółta siarka. Chuj przyrządził im z tego wiele litrów wybornego Heraclesa.
Znów ruszyła produkcja w przemyśle spirytusowym. Skończyła się recesja. Konsumpcja w kraju wzrosła. Do budżetu zaczęły napływać niewyobrażalne sumy pieniędzy, a Kasy Chorych mogły budować sobie jeszcze okazalsze gmachy z marmurowymi podłogami i złoceniami na klamkach...
by BUL and YOSH
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:07, 27 Gru 2008    Temat postu:

Trwało grudniowe popołudnie roku pańskiego ....... (wiecie, chodzi o uniwersalizm). Na dworze wiater zimny wiał i kwiaty nie pachły, bo przykryła je kurewsko gruba warstewka śniegu. Słupek alkoholu w urządzeniu zwanym termometrem spadł tak nisko, że był praktycznie niewidoczny.
Powodowało to, że wszystko, co znalazło się za oknem ciepłego i przytulnego domku, stawało się ciałem stałym. Każdy śpik, mela, nawet winiaki w butelkach zamarzały. Najgorzej było jednak, gdy ktoś wyszedł się odlać. Wtedy to kropelki złocistego moczu zastygały w powietrzu i spadały na śnieg niczym bryłki drogocennego kruszcu. Niestety czasem zdarzała się sytuacja, że nie udało się opróżnić pęcherza do końca. Mocz krzepł wewnątrz druta, czyniąc go twardym i zimnym. (Od tego wzięło się chyba powiedzenie "robić loda").
W takiej to właśnie zimowej scenerii przyszło zmagać się Puchatkowej ekipie z kolejną fascynującą przygodą.

W domku Kubusia trwały przygotowania do świąt. Puchatek z Tygryskiem ubierali jakiegoś badyla mającego robić za choinkę. Wieszali puste butelki, tulipany, pomalowane na kolorowo kartoniki po LSD. Królik z Prosiaczkiem wyruszyli do Baby Jagi[tm] po zapas wina na święta i Nowy Rok. Tylko Kłapouchy siedział w kącie i nie poddawał się świątecznej atmosferze.
- Łocap - zainteresował się kolegą Tygrysek.
- Nicap - odparł osiołek.
- Coś taki smutny ? Może chcesz się wina napić, albo wciągnąć trochę SLD (kic!) ?
- Eeeeeeee.
- E, Puchatek, cho no tutaj - zawieśniaczył Tajger - Z Kłapciem jest źle. Trza po pogotowie dzwonić, albo po grabarza.
- Czego kur*a świrujesz - przybiegł, jak najszybciej umiał Puchatek.
- Co kur*a, jeszcze pytacie? - zbulwersował się osioł.
- Jakbyśmy kur*a wiedzieli, to byśmy kur*a nie pytali tępaku jeden - zripostował Kubuś.
- To wam powiem. Te całe święta, ta jebana atmosfera mnie dobija.
Gdy Kłapcio to mówił, to chatki wtoczyli się Królik z Prosiaczkiem. Byli oblepieni śniegiem, wyglądali jak bałwany. Jednak w rękach dzierżyli to, co najważniejsze - skrzynki Heraclesa. Kłapouchy znowu przemówił posępnym głosem:
- Jeszcze ten jebany śnieg. Wszędzie jest to białe gówno. Moczy ubrania, buty i w ogóle jest chujowy. Bardziej go nienawidzę od tej pipy Krzysia. Z tego pedryla to jest przynajmniej jakiś pożytek. Można go zbutować, obić ryja, włożyć rurę od shotguna w dupsko - i jest zajebiście. Na dodatek wiater zimny wieje i zimno się kur*a robi... no i to wszystko jest chujowe. W telewizji same stare, odgrzewane filmy o Mikołajach w pedalskich czerwonych czapeczkach. Poza tym te jebane kolędy. kur*a, wszystkie wałkują ten sam temat o dwóch tysięcy lat. Z nudóf można zdechnąć. Wszędzie głoszą, że trzeba być miłym i dobrym i w ogóle to już nam tego całego gówna dość. Chciałbym, żeby na ten jebany świąteczny świat wypierdolił ktoś atomówkę. Byłby spokój...
Ale zanim Kłapek skończył swoje płomienne przemówienie do chatki wpadła nasz ulubiony pedryl. Była to tak niekulturalna kreatura, że nie zamknęła za sobą drzwi. Krzyś skakał i był zadowolony, jakby zerżnął go właśnie pluton wygłodniałych amerykańskich marines powracających z misji niesienia wolności narodowi irackiemu.
- Przyjęli mnie! Przyjęli ! - wykrzykiwał ten jebany mymłon.
- Gdzie oni mogli tą ciotę przyjąć ? - zastanawiał się Kubuś - Na studia w Papieskiej Akademii Teologicznej czy KULu to ten kurwus jest jeszcze za młody, a wojsko go kiedyś odrzuciło, bo nie miał gwinta.
- Ej ty DVD, gdzie cię przyjęli - spytał sympatyczny misio.
- Przyjęli mnie do chóru "Polskie Słowiki" z Poznania. Pan dyrektor był dla mnie bardzo miły. Powiedział, że dysponuje przepięknym falsetem, a na lekcje śpiewu będę mógł przychodzić do niego do domu- po chwili jednak Krzyś zmieszał się - Ale Kubusiu, dlaczego nazwałeś mnie DVD ? Dlaczego porównałeś mnie do sprzętu elektronicznego ? Proszę, nie przezywaj mnie więcej.
- Wpadłeś mu w oko - śmiał się pod nosem Królik - Pan dyrektor trafił cię "kurwikami".
Puchatek uśmiechnął się szyderczo. Podszedł do Krzysia i objaśnił niezrozumiały termin:
- DVD to znaczy "Dick w Dupe", czyli to ktoś taki, jak ty.
- D... jak ty brzydko mówisz. Powiem mamie. A co to znaczy dick ?
W tym momencie Tygrys nie wytrzymał. Nie mógł znieść obecności zbolałego eunucha. Podbiegł, wyskoczył, jak Trinititity w Matriksie, kamera obróciła się dwa razy i noga Tajgera wylądowała na szczęce Krzysia amisza. Siła ciosu była tak duża, że Krzyś wyleciał przez otwarte drzwi, a że cios był podkręcony, to jego bezwładne ciało zaczęło lecieć ku górze. Przeleciało przez troposferę, stratosferę, mezosferę, egzosferę, termosferę i w rezultacie opuściło atmosferę ziemską. Podobno ostatnio widziano je, jak mijało pierścienie Saturna.

Tygrys zamknął spokojnie drzwi i poszedł pocieszać Kłapouchego. Sytuacja stała się jeszcze bardziej dołująca, gdyż właśnie zaczął się w telewizji program informacyjny.
- Dzień dobry Państwu. Jaką mamy piękną pogodę, ha, ha, ha - rechotała jakaś pasztetowata prezenterka o mordzie przypominającej kalosza. - Mam dziś dla Państwa same dobre wiadomości:
W nocy spadnie 25 centymetrów śniegu. Nasz krajobraz stanie piękny. Będzie wyglądał, jakby przykryty białą kołdrą. Będzie przypominał widok z pocztówki bożonarodzeniowej. Będziemy mogli urządzać bitwy śnieżne.
Wkrótce rusza nowa telewizja "Trwam". Jej główna rozgłośnia stanie w Toruniu. Nareszcie będziemy mogli widzieć naszych kochanych księży, modlić się razem z nimi, przeżywać niezapomniane chwile. Pierwszą audycję nada 31 grudnia. Zostanie zaprezentowany film dokumentalnym o cudownie nawróconym premierze - Leszku Rellimie. Będziemy mogli usłyszeć, co o byłym szefie rządu sądzą jego najwięksi przyjaciele: Jan Maria Rokita, Zbigniew Ziobro oraz ks. prałat Henryk Jankowski. Na zakończenie zostanie nadane noworoczne orędzie do narodu jego ekscelencji biskupa Tad ...
Prezenterka nie dokończyła, bo telewizor uderzył w ścianę po soczystym kopniaku Tygrysa. Lecący odbiornik zahaczył jeszcze o szafkę. Ta zachwiała się i jakiś ciężki, niezidentyfikowany przedmiot z niej spadł. Kubuś, Prosiaczek, Tygrys i Królik mieli szczęście. To coś ich nie trafiło. Kłapouchy nie miał najlepszego dnia. To coś przypierdoliło w niego - w sam środek łba. Osiołek przewrócił się, zamrugał dwa razy oczkami, po czym wstał. Podniósł butelkę Heraclesa[tm] i pociągnął łyka. Potem stała się rzecz dziwna i niezrozumiała. Kłapouchy przemówił poezją. Była to poezja piękna i czysta, taka że te wszystkie Mickiewicze i Sienkiewicze to przy nim jakieś popierdółki. Oto jej przykład:
Co jabole w sobie mają,
Że je wszyscy tak wciągają ?
Bo jabole wciąż musują
I dlatego nam smakują.
Nie ma co czekać.
Po co marudzić.
Kto ma jabola,
Ten się nie nudzi.
Na rolkach, na podwórku, w szkole,
Bądź wyluzowany.
Powiedz: Lubię jabole.
Powiedz: Lubię jabole !!!
Wszystkim zgromadzonym szczeny opadły.

- O FUCK - wyksztusił Prosiaczek.
- Jebem ti dusz - wtórował Królik, a że nikt tego nie zrozumiał - No co wy kur*a, serbskiego nie znacie ?
Tygrysek, wielki altruista i przyjaciel osiołka chciał mu oczywiśta pomóc. Złapał za leżącego nieopodal bejzbola i jebnął nim w ośli łeb. Ten obrócił się kilka razy. Kłapouchy upadł, ale po kilkunastu sekundach powstał. Ale co to było za powstanie ! Kłapouchy powstał, jak Feniks z popiołów, jak Terminator, jak Andrzej Gołota po walce z Lennoxem Lewisem. Bardzo spokojnie zaczął ładować shotguna.
- Ty Kłapcio, wyluzuj - zaczął Tygrys - Ja to dla twojego dobra zrobiłem, bo ju noł coś ci się w główce poprzesuwało i ja to na właściwe miejsce chciałem przywrócić.
- Zamknij paszcze, bo ci w nią naszcze. Mam inny cel. "Trwam" - zrobić totalną anihilację.
- Widzę, że znów jesteś takim skurwysynem, jakiego znaliśmy - cieszył się Prosiaczek.
Kłapouchy załadował shotguna i niespodziewanie rozpoczął przemowę.
- Widmo krąży po Stumilowym Lesie, widmo telewizji "Trwam". Nadchodzą czasy, w których wielcy pozostaną wielkimi, a mali małymi. Nadchodzą czasy indoktrynacji. My jednak nie możemy się poddać. Musimy walczyć ! Musimy załadować nasze shotguny, uziki, kałachy ! Nie możemy się poddać, choć droga przed nami długa i kręta. Ja dziś wyruszam szukać swego przeznaczenia. Nie wiem, czy powrócę, ale wierzcie, że nie mam innego wyboru. Wy, na moim miejscu postąpilibyście tak samo. Żegnajcie, może się już nie zobaczymy.
Kłapcio odwrócił się na pięcie i wyszedł. Jego przemowa była tak wzruszająca, że Prosiaczkowi aż łezka się w oku zakręciła.
- kur*a, ale on pięknie pierdolił ! - oznajmił - Teraz ja, choć jestem malutki, wiem, że mogę dokonać rzeczy wielkich i wiekopomnych. I feel mysterious power !
- kur*a, o czym on pierdolił ? - zastanawiał się Królik.
Drzwi się jednak po chwili otworzyły i do chatki wpadł zziajany Kłapouchy.
- kur*a, chce ich rozpierdolić, ale nie wiem gdzie mieści się ten jebany Toruń. To musi być jakaś straszna pipidówa. Wiem gdzie są Wilkowniczki Górne, Bobolice Dolne, Koniowałce, Ryboflaki, Millerowice, Kwasiżury, Kołaczkowice, ale o Toruniu to ja nigdy nie słyszałem.
- Spoq, mam atlas - oznajmił uradowany Kubuś.
Po chwili bogatszy o wiedzę Kłapouchy wybiegł z domku Puchatka w nieznanym kierunku.

Kilka dni później był Sylwester. Ekipa była trochę zasmucona nieobecnością osiołka. Nie mieli jakoś smaka na winiaka. Czekali, myśleli, że Kłapouchy wróci, niczym niespodziewany wigilijno - noworoczny gość. W chatce panował nastrój smutku i nostalgii. Podsycało go program telewizyjny (Tygrysek zapierdolił kopa w odbiornik, ale ten, że był mejd in Junajted Socjalistik Sowiet Republik nie rozjebał się całkowicie i wciąż działał - UNITRA forever).
- Nadszedł moment na który wszyscy czekali - obwieściła paszczurowata baba w telewizorze - Za chwilę jego ekscelencja wygłosi orędzie noworoczne do narodu.
Na wizji pojawiła się wspomniana fluorescencja. Na łebie miał jakąś tandetną czapkę, którą chyba kupił za 2,99 zł na straganie pod Jasną Górą.
- Bracia i Siostry ! Moje dzieci... - w tym momencie coś zaszumiało, zahuczało, zawirowało, na ekranie pojawiły się czerwone plamy, a przed oczami widzów przeleciało coś przypominającego śledzionę. Miejsce eminencji zajął Kłapouchy. W łapskach dzierżył swego shotguna. Cały upaćkany był posoką i przypominał trochę Hannibala Lektora lub tolkienowskiego Golluma, który właśnie wpierdolił rybę. Puchatkową ekipę, która to właśnie oglądała, zamurowało. Przesympatyczny osiołek postanowił wygłosić własną wersję orędzia noworocznego do narodu. Tygrys nie wyleczył go chyba do końca, bo przesympatyczny osiołek niespodziewanie zaczął rymować:
- Chuj Wam w dupe w Nowym Roku
Niech Was boli wszystko w kroku
Niech Wam fiut nie chce stawać
Niech Was zdradza wasza stara
Niech Was dzieci nie słuchają
Różne boby podkładają
Niech Was kumple olewają
Głupie żarty wyczyniają
Niech Was ściga Urząd Skarbowy
Niech Wam się upaćka but w gównie krowy
Niech Wasz penis będzie mały
Niech Wasze kury jaj nie będą nieść chciały
Niech Was dręczy rozwolnienie
Niech Wam jebnie ktoś kamieniem
Niech Was biskup Paetz zgwintuje
Niech Was zowią głupim chujem
Niech Was pies ugryzie w dupe
Niech Wam okradną chałupe
Niech Was przejedzie TIR
Niech Wam spadnie na dom MIR
Niech Was cegła rąbnie w łeb
Niech Was jebnie w morde cep
Niech przyszły rok ...
Niespodziewanie w studiu zgasło światło. Było tylko słychać odgłosy, jak z Mortal Kombat. Po kilku minutach na ekranie znów pojawił się jakiś abepe.
- Niestety mieliśmy pewne zakłócenia w programie, ale zostały one już exkomunikowane...
- Wyłącz pederastę - powiedział przebywający u Puchatka Prosiaczek.

Parę dni później wrócił Kłapouchy. Wyglądał, jakby ktoś go ugotował, zjadł, przetrawił i wysrał. Ogon miał naderwany, rączkę złamaną, chodził w jakimś dziwnym rozkroku. Mimo tego był jednak szczęśliwy. Spełnił swój życiowy cel. Nie stchórzył, wyszedł naprzeciw przeznaczeniu, a za to co mu zrobili, chuj im w pedalskie dupy...
Powrót do góry
cyfilis
Gość






PostWysłany: 15:08, 27 Gru 2008    Temat postu:

-AAAAAAA!!!- Kubuś obudził się z koszmaru. Śniło mu się że pozabijał wszystkich swych kompanów. Nigdy nie miewał snów, więc wydało mu się to podejrzane.Odpowiedź była blisko. Nasz bohater wraz ze swą brygadą naćpali się LSD, amfą i Bóg wie czym jeszcze.Gdy miś przestał się tym przejmować, zaczął rejestrować szczegóły otoczenia. Prosiaczek zawinięty w dywan chrapał głośno. Kłapouchy z głową w kiblu nie prezentował się najlepiej. Tygrysek poczerwieniał jak chuj, a Królik tradycyjnie w stroju od sado-maso bluzgał się przez sen.
-Chemu mnie biją urrwa???
Puchatek poczuł w sobie instynk macierzyński i poszedł po Heraclesy na rozgrzewkę.Po drodze zajebał rower jakiemuś wiojśniakowi. Wreszcie dotarł do domu Abrakadabrahokuspokuskonstantynopolitańczykowianeczkitrzy, w skrócie zwanej chujem
-Łozap, chuju!-zawieśniaczył Puchatek
-Łozap!-odpowiedziała równie wieśniacko Baba Jaga
-Zarzuć trzy zgrzewki, ale kur*a szybko! Moi kumple zaraz się przebudzą, jak nie będzie wina rozpierdolą wszystko!
Po zakupieniu tego jakże szlachetnego trunku zygzakiem pojechał do chatki.Jednak po drodze zatrzymali go............
-Stać, polu,tfu,policja!
-oł, fak pomyślał głośno Puchatek-kiego chuja się mnie czepiacie?
-Obywatel Puchatek jak mniemam?Ty i twoja banda jesteście oskarżeni o ?tu pokazał długą listę przestępstw- krótko mówiąc: jesteś aresztowany.
Kubuś bez zastanowienia zaczął spierdalać. Wpadł do chatki
-WSTAWAĆ, kur*a, WSTAWAĆ! POLICJA, ŚMIERĆ, ZŁO-po dotarciu do domku miś bzdurzył niemiłosiernie.
-Czego się drzesz skretyniały, pluszowy geju?-Kłapouchy był jak zawsze sceptycznie nastawiony do newsów.
Mówię prawdę, kur*a, bierzemy guny i robimy rozpierdalankę!
Po krótkich wyjaśnieniach drużyna chcąc nie chcąc zebrała w domku Puchatka całą swą broń.
-A kto nas kur*a sypnąl?-Prosiaczek był żądny zemsty i krwii.
-Cała wiocha i Pipa krzyś na początku
-Zajebać gnoja!-Kwiknął Bekon i oczy zaszły mu krwią.
-Coś długo ich nie ma. Zaraz zrobię komuś krzywdę-Tygrysek wymownie spojrzał na misia.
Konwersację przerwało pukanie.
-To oni, kur*a to oni!!-excytował się Puchatek
-Nie wpuścimy ich! Chuj im w ass-zatexcił Królik, lecz seria z uzi Bekona rozjebała i drzwi i listonosza który za nimi stał.
-Sorry, gajs musiałem-zawieśniaczył z uroczą miną na ryjku pro-siak
On ma list do nas!-Otrzeźwiał nagle Królik
-Czytaj długouchy, kurrwa!-niecierpliwił się Tygrys
JE-STEŚ-YYY-CIE ZAJEEEBANI JUŻ YYY TAM JE-DZIEMY. ANTY-TERRORYKURWA WAS ZA JEBIĄ-Królik po wczorajszej bibie miał problemy ze skupieniem.
-O kur*a będą dymy!!
-Fak it oll end fakin noł rigrets-Kłapouch jak zwykle podśpiewywał przed akcją
-Aj hit de lajts on tiz dark sets. Medallion nus, aj heng majself.Saint Anger rand maj nek.- zawieśniaczyli wszyscy.
Robimy tak:Ja,Kłapek i Bekon bierzemy tyły a Tygrys i Królik biorą skrzydła.-Puchatek odnajdywał swoje powołanie dowódcy.Po umiejscowieniu się nasi bohaterowie zaczeli posilać się Heraclesami.Przy15 butelce przerwał im ryk
-Jesteście otoczeni! Wyjdźcie albo my tam przyjdziemy!
-Chyba o to chodzi, debile-Mruknąl Kłapouch
Nagle do domku wjebało się z 10 uzbrojonych pedziów.Wszyscy zaczęli strzelać i rozpoczęła
Ogólnonarodowa zadyma, w wyniku której ucierpiał Królik.W prawej łapie miał 9 kul.
U wrogów nie było najlepiej: tylko jeden przeżył i skomlał o litość co było wymarzoną okazją dla Bekona do wyładowania się; władował 15 kul w łeb polucjanta z odległości 5 cm. Dla antyterrorów strata była to znikoma.Jak było widać, chujów było więcej niż szarańczy.Cały czas wbiegali grupami i ponosili straty. Lecz w końcu i nasza brygada poległa. Przytomny pozostał tylko Puchatek. Jeden z 2 żywych swatów trzymał go na muszce, drugi niebezpiecznie zbliżał się do butelki Heraclesa. W najbardziej dramatycznym momencie pociągnął z gwinta. Tego dla Misia było za wiele. W zwolnionym tempie wbiegł na ścianę,(w tle muzyka z Termin-matura)Zrobił 2 obroty w powietrzu, pochwycił Heraclesa i Obrzyna Kłapouchego. Pociągnąl łyka jak rasowy żul i rozpierdolił wszystkich 5 z pozostałych 2 antyterrorów.Gdy padł na ziemię(w tle muzyka ze śmierci w Wenecji)do chatki wpadł Pan Sowa
-Wdaliście się w strzelaninę ze SWATEM? Wy debile..- Pan Sowa po raz kolejny potwierdził swą wyższość intelektualną.
Puchacz zdał sobię sprawę że przegiął. Seria z obrzyna goniła Pana Sowę przez pół lasu.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Humor.Fora.Pl - Najlepszy Humor W Sieci Strona Główna -> Śmieszne Teksty Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

"Blades of Grass" Template by Will Mullis Developer News
Regulamin